Pseudokryzys męskości w Kościele?

Od kilku lat rozmyślam nad tak zwanym „kryzysem meskości/ mężczyzn w kościele”. Jest to pewnego rodzaju hasło, do którego mocno się przyzwyczailiśmy i może się okazać, że sprawa wymaga zatrzymania się i uczciwej refleksji, bo inaczej przeoczymy coś bardzo ważnego, i wylejemy dziecko z kąpielą.

Moim zdaniem nie ma czegoś takiego jak kryzys męskości w kościele, a zwłaszcza nie w polsce, a już na pewno nie w mojej parafii. Raczej mamy do czynienia z sytuacją, która zdarza się w niektórych związkach: ona na niego narzeka, narzeka już tak długo i tak konsekwentnie, że wszyscy się do tego przyzwyczaili. Jej koleżanki jej potakują, jego kumple poklepują go po ramieniu, a oboje oddalają się od siebie, jeśli nie dosłownie, to emocjonalnie. Jeżeli zaś przydarzy im się usiąść razem u terapeuty lub porozmawiać szczerze i spokojnie w innych okolicznościach, to okazuje się, że oboje chcą dobrze, tylko jakoś inaczej to rozumieją. Podobnie spostrzegam sprawę między Matką Kościołem (rodzaj żeński!), a mężczyznami.

Czego można oczekiwać od mężczyzny w związku? Przede wszystkim podbijania świata w aspekcie materialnym. Mężczyzna chce zmieniać i tworzyć rzeczywistość materialną wokół siebie. Miałem ostatnio ogromną frajdę pomagając znajomemu w karczowaniu działki. Pomimo, że nie jestem przyzwyczajony do pracy fizycznej, a upał był niemiłosierny, z ogromną radością wchodziłem wymachując siekierą pomiędzy kolejne ogromne thuje. Tylko najpierw było to pytanie: „Marcin, co mam robić?” Każdy mężczyzna potrzebuje dowiedzieć się konkretnie co ma robić. NIE DOMYŚLI SIĘ!!! Musi tę frustrującą dla kobiet prawdę zrozumieć i wdrożyć także Kościół. Facetom trzeba powiedzieć czego się od nich chce. Trzeba to powiedzieć wprost. Trzeba ich o to poprosić, bo reagują alergicznie na rozkazy, a najlepiej to powiedzieć im to tak, żeby im się wydawało, że sami wymyślili.

To musi być coś konkretnego. Normalny mąż jak chce powiedzieć żonie, że ją kocha, to myje jej samochód albo domyka inny materialny temat. Zaangażowanie mężczyzn w parafię też powinno dotyczyć strony materialnej kościoła. Począwszy od zbudowania tego kościoła, przez wszystkie remonty i remonciki aż po opłacenie rachunków. Właśnie- pieniądze. O to też kłóci się wiele par. Mężczyzna w ten sposób rozumie swoje zaangażowanie- zarabia i utrzymuje. Mężczyźni są gotowi do tego, żeby utrzymywać kościół, tylko trzeba o tym z nimi szczerze porozmawiać. Każde małżeństwo musi w pewnym momencie przejść przez ten temat. Tylko, że w parafii niestety proboszcz zostaje z finansami sam. Mówi się, że to ksiądz buduje kościół, to ksiądz wyremontował budynek parafialny itd. Wiadomo, że to bzdura od strony finansowej, bo ksiądz tylko zarządza tym, co dostaje od wiernych. Pytanie czy musi tym zarządzać? Czy nie można zacząć działać i komunikować w ten sposób, żeby mężczyźni i parafianie w ogóle zrozumieli, że to ich i że to oni sami sobie budują, remontują itd. Tylko, że tutaj chyba mówimy o dużej zmianie przyzwyczajeń i myślenia, która streszcza się w zdaniu: „to ksiądz jest w naszej parafii, a nie my w księdza.”

Mężczyznę trzeba pochwalić, bo wtedy on dostaje napędu do dalszego działania. Dlatego zamiast powtarzać mantrę o kryzysie, proponuje zacząć mantrować słowo „dziękuję”. Dziękuje się mężczyźnie znowu za konkret, nie za to, że ma wielkie serce, tylko za to, że dał tysiąc złoty na konto albo, że woził księdza swoim samochodem do chorych itd.

Zdarza mi się być na porannej mszy. Zauważyłem, że zawsze jedna trzecia wiernych to mężczyźni. To dużo!!! Biorąc pod uwagę jak pracują mężczyźni, to jest sukces, a nie żaden kryzys. Poza tym są to najczęściej mężczyźni, którzy są codziennie. Dopóki oni przychodzą, dopóki ołtarze na Boże Ciało są poskręcane na czas, to mówienie o kryzysie męskości w Kościele jest według mnie krzywdzące dla nich. Nie jest ich może tak wielu jak chciałby ksiądz ale może się okazać, że Ci zawsze gotowi do pomocy stanowią jakościową większość wszystkich zamieszkałych w parafii. Jeżeli jednak będziemy zaangażowanie mężczyzn w kościół mierzyć kryteriami kobiecymi- głośnym śpiewaniem, podnoszeniem rąk do góry i przyjmowaniem rozmodlonej postawy ciała, to może się okazać, że wpuszczamy raczej jakiś krypto-gender do Kościoła, jakieś pomieszanie tradycyjnych, naturalnych ról. Wtedy rzeczywiście będziemy mieli kryzys ale wcale nie męskości a płciowości w ogóle.

1 Comment

  1. Mądry, konkretny i dobrze opisujący sytuację post 🙂
    Jest naprawdę dobry i prawdziwy – nie wpadło mi do głowy żeby tak spojrzeć na ten temat.

    Dzięki

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.