Powrót na swoją planetę

Pexels Tyler Lastovich 699122

Rodzice wracają z informacją zwrotną- po tygodniu całkowitego odstawienia ekranów, czterolatek zaczął usypiać bez problemu. Potrzeba mu piętnastu minut spokojnego poleżenia w łóżku, w porównaniu z dotychczasową dwugodzinną walką. Wizyta u psychiatry odwołana…

Moja koleżanka im to poleciła, a oni się posłuchali. Ja coraz rzadziej mam odwagę powiedzieć „właściwa ilość czasu z elektroniką to zero minut dziennie, a w weekend… też zero”. Trochę uwierzyłem w argument społecznego wykluczenia, trochę dlatego, że sam jestem uzależniony od Youtuba. Widzę jednak, że właściwy kierunek jest tylko jeden- odłożenie ekranu. Kiedyś słyszałem jak biskup Ryś w Łodzi mówił, że trzeba wychodzić z ewangelizacją do młodych w przestrzeń wirtualną, bo to jest planeta, na której żyją. Pomyślałem wtedy po raz pierwszy, że ja chcę wrócić na swoją planetę. Dzisiaj myślę, że nie wystarczy powiedzieć rodzicom „zero ekranów u Waszego dziecka”, raczej trzeba uczciwie powiedzieć „dobrze byłoby, gdybyście wszyscy wrócili na swoją planetę”. Nierzadko teraz dzieci opowiadają u mnie w gabinecie, że tata cały czas gra, że tata cały czas sprawdza coś w telefonie. Ojciec tego chłopca z pierwszego akapitu przyznał, że dawno nie był tak zmęczony fizycznie jak w ostatni weekend, kiedy zamiast dać synowi pograć, musiał się nim przez cały czas zajmować. Przyznajmy szczerze jak jest, nazwijmy rzeczy po imieniu- sami mamy problem z elektroniką, a dzieciom dajemy ekran po to, żeby „kupić sobie chwilę wolnego, spokojnego czasu”.

Czasami spotykam w mojej pracy dorosłych, którzy nie korzystają z mediów społecznościowych, maila sprawdzają raz dziennie przy komputerze, a telefonu używają do dzwonienia. Żyją, oddychają, zwykle są uśmiechnięci, a rozmowa z nimi wydaje się jakaś prawdziwsza i pełniejsza. Z drugiej strony wyniki badań pokazują jasno- im więcej internetu, elektroniki i społecznościówek, tym gorsze ogólne samopoczucie, większa depresyjność i poczucie wyobcowania. Mój kolega powiedział, że praktycznie żyjemy w Matrixie, tylko nie mamy gniazda z tyłu głowy jak w filmie, ale jesteśmy podłączeni przez oczy. Naprawdę można inaczej, a wielu z nas może to sobie jeszcze przypomnieć patrząc na zdjęcia z dzieciństwa.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.