W jednej z „terapeutycznych” gier planszowych jest karta z zadaniem dla gracza, na której czytamy: „Czy znasz jakiś sposób, żeby poradzić sobie ze smutkiem?” Tutaj chciałbym powiedzieć „STOP! NIE ZGADZAM SIĘ!” Nie zgadzam się z takim stawianiem sprawy, że ze smutkiem trzeba sobie „jakoś poradzić”. Smutek to nie jest problem do rozwiązania. To znaczy nie on sam. Jest to emocja, która pojawia się w naszych ciałach i umysłach w określonych sytuacjach. Funkcją smutku jest poinformowanie, a może nawet zaalarmowanie, że nasze potrzeby nie są zaspokojone. My natomiast często przypominamy człowieka, który próbuje zakleić plastrem świecącą się kontrolkę w samochodzie. Przechodzimy do trybu ucieczki, jakby sam smutek był dla nas zagrożeniem, a nie rzeczywistość, o której nas informuje. Netflix, drinczek, jedzonko, marzenia, ćwiczenia, spotkania, zakupy, citybreaki i wiele wiele innych sposobów, żeby tylko nie być tu i teraz. Nierzadko też szybka podmianka smutku na złość- wcale nie jest mi przykro, ja się gniewam, wściekły jestem! I od razu lżej, bo przecież złość jest bardziej akceptowalna, zwłaszcza u facetów.
Tymczasem kiedy smutek zapuka, to warto z szacunkiem, troską i ciekawością zapytać go: „co chcesz mi powiedzieć przyjacielu? Czego mi brakuje? Dlaczego czuje smutek?” Może się okazać, że odkryjemy coś, czego nie byliśmy świadomi. Może odnajdując korzeń naszego smutku dowiemy się o sobie czegoś, co pozwoli jeszcze bardziej niż dotychczas połączyć swoje osobowościowe kropki. Pewnie po prostu staniemy się pełniejsi i poczujemy się bezpieczni sami ze sobą.
Psychiatrzy przestrzegają- przedłużające ignorowanie własnych potrzeb może prowadzić do depresji. Coś w tym jest, gdy patrzy się na ludzi, po których nigdy nie było znać smutku, żyli na trzy życia i nagle… albo jeszcze gorzej… Dlatego proponuje od dzisiaj, gdy tylko poczujesz, że ten gość się zbliża- zatrzymaj się. Nie uciekaj. Zatrzymaj się dosłownie, usiądź najwygodniej jak możesz, zacznij oddychać przez nos i poczuj ten smutek. Gdzie on jest? Gdzie jest w Twoim ciele? Traktuj go z szacunkiem, jak cenny skarb. Poświęć mu swój czas i zacznij pytać: „co chcesz mi przekazać ważny Gościu? Jaką pilną wiadomość przynosisz?” I tak bądź z nim aż poczujesz, że coś się zmienia, że on już nie uwiera, choć pewnie nadal jest. No i proponuje wyrzucić ze słownika wszystkie „głowy do góry”, „jakoś to będzie”, „nie płacz”, „boże wole” i im podobne, w gruncie rzeczy przemocowe sformułowania, które próbują stłamsić nasze wewnętrzne życia. Owocnego smucenia się!