Przyjemność to jeszcze nie szczęście

Pexels Hannah Nelson 390257 1456951

Cały zeszły tydzień pytałem moich rozmówców „kiedy ostatnio czułeś się szczęśliwy, radosny?” Od najmłodszych przedszkolaków, po dorosłych. Nie przeprowadziłem co prawda statystycznej analizy odpowiedzi ale jedna obserwacja narzuca się bardzo mocno. Najmłodsze dzieci mówiły w większości o konkretnych chwilach, o doświadczeniach, które wiązały się z innymi ludźmi: „jak poszedłem na spacer z mamą; jak byłem na placu zabaw; jak tata się ze mną bawił klockami; jak bawię się z koleżanką” itd. Im starsi, tym częściej pojawiały się w opowieściach różne przedmioty, które u nastolatków zawężały się do telefonu. Zupełnie tak, jakby dzieci w miarę upływu lat uczyły się, że to rzeczy dają szczęście albo oduczały się radości, którą daje przebywanie z innymi ludźmi. Pokrywa się to z obserwacją, którą usłyszałem w YuoTube’wym wywiadzie z doktorem Lustigiem, że ludzkość nauczyła się rozumieć szczęście jako przyjemność, a na poziomie biochemicznym dopamina zastąpiła serotoninę. Wyjściowo dopamina, to hormon przyjemności, chwilowej nagrody, a serotonina odpowiada za nastrój, poczucie szczęścia. Doktor Lustig twierdzi, że taki stan rzeczy nie jest przypadkowy, ponieważ napędza portfele bardzo wielu osób, która żyją z tego, że reszta ludzkości wierzy, że do szczęścia trzeba MIEĆ. Nie wiem czy to już jest teoria spiskowa. Wiem, że ile razy wchodzę na zajęcia z młodszymi grupami w przedszkolu, to dosłownie czuję, jak ładują mi się akumulatory. Natomiast siedząc w gabinecie z nastolatkiem, który nie potrafi mówić o niczym innym jak telefon, który ma albo którego akurat mu brakuje i w co gra albo musi zagrać, to czuję się jak pomarańczowa bojka, która resztką sił unosi się na wodzie, bo jest wciągana w jakąś kolorową aczkolwiek pustą otchłań.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.