Przyznam, że siedziałem dzisiaj dłuższą chwilę zastanawiając się, co napisać. Myśli jest dużo, bo dużo było spotkań z ludźmi w ostatnim tygodniu, ale jakoś nic się nie wyłaniało, nic nie wydawało się wystarczająco dojrzałe. Nagle uświadomiłem sobie, że ja się tym stresuje- no bo przecież jest środa, a ja zobowiązałem się przed sobą, że będę regularnie pisać. Patrząc z zewnątrz sytuacja jest na wskroś komfortowa- siedzi sobie rano facet bez kredytu z kawką w ręku. Jednak ja zamiast cieszyć się chwilą, przeżywam stres. Wtedy przypomniało mi się, jak młoda autystka opowiadała o swojej wizycie z parku iluzji. Podobno jest tam taki mostek, na który wchodząc człowiek ma wrażenie, że on cały wiruje. Tak na prawdę mostek jest nieruchomy, tylko wiruje tło. Ja dzisiaj właśnie tak się poczułem- jak człowiek na „zaczarowanym moście”. I tutaj pojawiło się pytanie: czy ja aby nie spędzam mojego życia w „parku iluzji”? U innych jakoś łatwiej to zauważyć. Widać, że ludzie, którzy mogliby się ucieszyć chwilą i życiem, zwykle potrafią sobie znaleźć powód do stresu i zamartwiania się. Odpowiedzialne są za to przekonania, w które nauczyli się wierzyć tak dawno i tak głęboko, że nawet nie przychodzi im do głowy, żeby je zakwestionować. Oto na przykład, żeby być szczęśliwym, trzeba osiągnąć sukces i to zwykle mierzony materialnie. Trzeba skończyć dobrą szkołę i mieć wartościową pracę. Trzeba mieć własne mieszkanie, jakiś samochód i grupę przyjaciół. Trzeba mieć pasję, która człowieka napędza i wiele wiele innych „trzeba”, „powinno się”, o które nawet nie pytamy, bo wierzymy w nie od pokoleń. Okazuje się, że wcale nie musi tak być. Nagle widzisz pracownika MacDonalda, który wymienia worek w śmietniku i jest… uśmiechnięty, a z jego ruchów bije jakiś głębszy spokój. Czy to możliwe, że on jest szczęśliwy? Przecież pewnie nie skończył nawet studiów? Twój wewnętrzny porządek zaczyna się trochę trząść i wtedy na ratunek przychodzi myśl „on pewnie ma jakieś problemy psychiczne, tak- on jest chory”. Ufff, znowu wszystko wraca do normy. Można wrócić na znane i bezpieczne tory swojego nieuświadomionego myślenia. Czasem zdarzy się taki moment w naszym życiu- zwykle w zetknięciu z pięknem i potęgą przyrody, kiedy sami zaczynamy cieszyć się chwilą, przez moment wystarcza nam do szczęścia samo bycie tu i teraz, ale zostawiamy to doświadczenie „tam i wtedy” i wracamy do „normalnego życia”. Znów cele, plany, gonitwy… i przekładanie szczęścia na kiedyś. Tymczasem to właśnie ta chwila i ten oddech jest największym szczęściem twojego życia. A jeśli jeszcze możesz podzielić się tą chwilą z chwilą drugiego człowieka, który patrzy ci w oczy, to jesteś w Niebie. Tylko, że jeśli to sobie uświadomisz, to zwykle natychmiast w twojej głowie zadźwięczy jakieś „ale”, które spróbuje ci odebrać to wyzwalające doświadczenie.