Ostatnio jeden ojciec opowiadał mi, że jego syn przeżywa straszny stres przed wyjściem na matę podczas zawodów judo. Konsekwencją tego jest, że z kolejnych zawodów wraca z pierwszym miejscem od końca. Tato strasznie frustrował się takim stanem rzeczy, aż do momentu kiedy jego stary kumpel, trener boksu nie zadał pytania: „czy pochwaliłeś swojego syna?” Po chwili namysłu odpowiedział: „no… nie opieprzyłem go przecież”. A kolega na to: „ale czy go pochwaliłeś?” „Za co? Przecież znowu przegrał?” „Nie, on bardzo dużo wygrał, bo pokonał swój lęk i wyszedł na tę matę. Czy to doceniłeś?”
Mojemu rozmówcy to wystarczyło, żeby zrozumieć jak traktuje osiągnięcia syna. Wystarczyło mu, żeby pójść dalej i zrozumieć jak traktuje samego siebie- ciągle goni za jakimś celem, ciągle niezadowolony z siebie i niepotrafiący docenić samego siebie, że żyje przyzwoicie, pracuje uczciwie, utrzymuje rodzinę itd.
Tak się składa, że ja poznałem osobiście trenera z tej opowieści. Trochę wiem o jego historii życia, o walkach, które musiał stoczyć poza ringiem, głównie ze samym sobą, ze swoją ciemną stroną, ze swoim uzależnieniem. Tylko taki człowiek potrafi docenić wewnętrzne walki drugiego. Człowiek, który zna smak porażki, który wie, co to znaczy wylądować twarzą w piachu albo jeszcze gorzej.
Jeżeli nie uda nam się oswoić/ pojednać z ciemną stroną nas samych, to nie będziemy umieli przekazać drugiemu prawdziwego spokoju. Od siebie i od innych będziemy oczekiwać ciągłego udawania. Naszym dzieciom przekażemy co najwyżej program permanentnej życiowej frustracji pod przykrywką fałszywego uśmiechu.
PS. Klikając w reklamę na moim blogu wspierasz mnie finansowo, dziękuję!