Są takie dzieci, które zawsze coś potrącą, rozleją, zepsują, zrzucą itd. To wręcz nieprawdopodobne. Jak taki młody człowiek siada do stołu, można przyjmować zakłady, że obrus za chwilę będzie się nadawał do wymiany. Naturalną reakcją rodziców jest złość, bo to jest uczucie, które pojawia się wtedy, kiedy coś lub ktoś staje nam na drodze do celu. Celem jest tutaj spokojne spożycie posiłku z zachowaniem jako takiego porządku, a przeszkodą staje się „niezdarność” dziecka. Celowo zastosowałem cudzysłów, bo wspomniana „niezdarność” to już tylko i wyłącznie interpretacja zjawiska. Faktem są częste potrącenia, nietrafianie itd. Ale: nieuwaga, niedbałość, brak skupienia czy niezdarność to już tylko i wyłącznie nasze myśli. Podsunę jeszcze jedną myśl, kto wie czy nie najbliższą prawdy- a może to dyspraksja wynikająca z zaburzenia przetwarzania bodźców przez układ nerwowy dziecka? Jest to problem, który się diagnozuje i terapeutyzuje. Tu jednak do głosu często dochodzi stary znajomy- opór rodziców przed diagnozą. Niestety cały czas pokutuje tu myślenie w kategoriach „z moim dzieckiem jest coś nie tak”, które skutecznie blokuje rodziców przed nazwaniem i rozwiązaniem problemu.
Mamy przez to sytuację godną pożałowania, bo zamiast otwarcie nazwać przyczynę wspomnianych zachowań i pomóc dziecku przy pomocy wycelowanej terapii, walczymy cały czas nie z problemem, ale z samym dzieckiem. Wiadomo, że każdy stara się być idealnym rodzicem i albo zagryza zęby, albo znajduje pseudofilozoficzne uzasadnienie, że takie ciągłe potrącanie szklanek to w ogóle jest wartość sama w sobie, ale czasem jednak się uleje. „Dlaczego znowu…?!?!” „czy Ty zawsze musisz…?!?!” pada jak zatrute ziarno na serce dziecka i kiełkuje obniżoną samooceną. Ono jest świadome, że chce to zmienić ale z jakiejś przyczyny nie potrafi. W ten sposób chcąc ochronić pociechę przed „stygmatyzującą diagnozą” wpędzamy je w poczucie winy, że to z nim coś nie gra. A ono jest w porządku, tylko ma problem. Problem, który możnaby skutecznie rozwiązać, tylko, że tu w grę wchodzi tak naprawdę nasze- rodziców- dobre samopoczucie. Po pierwsze trzeba się zmierzyć z „rysą na szkle”, bo przecież nie wszystko jest idealnie, po drugie trzeba podjąć wysiłek- czasowy i często finansowy, żeby skutecznie pomóc takiemu dziecku, a za tym idą konkretne emocjonalne koszty przede wszystkim właśnie dla nas dorosłych.
Można tak przez lata zaciskać zęby albo tłumaczyć sobie, że to nie problem ale potem wyrośnie z tego człowiek, o którym mówi się, że jak idzie chodnikiem grupa i leży gówno, to właśnie on zawsze w nie wdepnie. Będzie się pewnie z tego śmiał, ale gdzieś tam w głębi będzie pobrzmiewać pełne smutku pytanie „dlaczego ja? dlaczego znowu?” Pytanie bez odpowiedzi, bo rodzic nie miał odwagi się z nią skonfrontować.
PS. Klikając w reklamę na moim blogu wspierasz mnie finansowo, dziękuję!
Skąd My to znamy?
Prawda. Tak często przychodzi nam się mierzyć z takimi zachowaniami rodziców. I nie są to odosobnione przypadku. Gdy często czujemy się bezsilni jakby to nam bardziej zależało na dziecku niż jego własnym rodzicom. No cóż róbmy swoje. Bo jesteśmy od tego by pomóc dziecku a nie zadowolić rodziców.
Jak/gdzie diagnozuje się takie zaburzenie ? Możesz coś więcej napisać jak się je leczy ? Rozumiem, że terapią czy środki farmakologiczne też wchodzą w grę?
Przede wszystkim dziecko należy zdiagnozować w ośrodku, który prowadzi terapię sensoryczną. Takich gabinetów jest baaardzo dużo, wyrastają jak grzyby po deszczu, niestety nie każdy jest wart czasu i pieniędzy. Trzeba znaleźć miejsce polecone- to znaczy takie, w którym terapia przyniosła wyraźną poprawę funkcjonowania dziecka, a nie tylko takie, w którym przyjemna osoba spędza przyjemnie czas z naszym dzieckiem wśród zabawek i huśtawek, a my za to płacimy. Dobrego terapeutę SI poznaje się po tym, że podczas diagnozy prosi o rozebranie dziecka do majtek po to, aby ocenić jego postawę (to oznacza, że w swoim podejściu łączy aspekt sensoryczny z głębszym spojrzeniem na posturalny rozwój dziecka). Dyspraksja jest zaburzeniem trudnym do wyprowadzenia, dlatego dobrze jest, gdy współpracują ze sobą terapeuta SI oraz rehabilitant lub fizjoterapeuta. Jeżeli dziecko zdążyło już utrwalić w sobie obniżoną samoocenę, warto pomyśleć o spotkaniach z psychologiem. Z tym ostatnim warto też skonsultować sposób w jaki komunikujemy się z naszym dzieckiem w tym obszarze.