Gdy wszyscy wiedzą, że się nie da…

Czasami obserwuje w pracy z pacjentem starszym (moim przypadku oznacza to nastolatka) taki moment: człowiek opowiada z pełną energią o swoim marzeniu. Jego oczy dosłownie się świecą, gdy mówi kim będzie, w jakim kraju zamierza mieszkać i jakie przełomowe dokonania będą jego zasługą. W pewnym momencie następuje jakby przełączenie, znika cała energia i osoba zaczyna jakby mechanicznym głosem recytować, co powinna zrobić, co musi itd. Mam wtedy wrażenie, jakbym nagle usłyszać innego człowieka. Często rzeczywiście ta druga część zdania jest cytowaniem słów zasłyszanych od rodziców, dziadków, nauczycieli… Obie części wypowiedzi rozdziela krótkie, zabójczo toksyczne słówko „ale”. Te niepozorne trzy litery mają wielką moc, bo potrafią skutecznie anulować wszystko to, co było powiedziane przed nimi- może nie z logicznego punktu widzenia, ale emocjonalnie tak. „Jesteś najwspanialszym człowiekiem na świecie, naprawdę jesteś wielki, ALE…” – i już nie ważne to, co było przed chwilą, tylko cała uwaga i emocja skupia się na zastrzeżeniu, które ma nastąpić.

W miniony wtorek nagrałem filmik o tym na moim kanale YouTube. Zaraz potem prowadziłem zajęcia w pięciu grupach przedszkolnych, podczas których pytałem dzieci kim chcą być, gdy będą duże jak mama i tata. To niesamowite- okazuje się, że dzieci nie znają „ale”. One odpowiadają w prosty sposób. Wśród około osiemdziesięciorga przedszkolaków spotkałem miedzy innymi pięciu przyszłych astronautów (kobiet!), dentystkę, okulistę, kilku weterynarzy, policjantów, milionera, baletnicę, nauczycielkę baletu, cukiernika, pracownika urzędu miasta, strażaka i wielu innych. Jeden z pierwszych respondentów na szczęście dla mnie powiedział, że chce być „człowiekiem wulkanem”. Zapytałem zupełnie poważnie o co mu chodzi, a on mi wytłumaczył. Ugryzłem się w język na tyle mocno, że starczyło na całe zajęcia, a to było ważne, bo mogłem te dzieci pokaleczyć moim „ale”. Tak sobie myślę, że to jest moment bardzo intymny, kiedy ktoś opowiada mi swoje marzenie i jeśli zareaguje niestosownie, to mogę go głęboko i trwale zranić. Niestety właśnie to często robią rodzice, dziadkowie, nauczyciele, którzy w imię przekazywanie swojej życiowej mądrości temperują marzenia dzieci: „ale wiesz, w kosmos tylko nieliczni ludzie lecą…”

W ten sposób rośnie kolejne pokolenie „mądrych”, którzy wiedzą, że się nie da. Moje ulubione powiedzenie mówi: „gdy wszyscy wiedzą, że się czegoś nie da zrobić, potrzeba kretyna, który tego nie wie i on to zrobi…” Niestety składamy kolejne ofiary na ołtarzu życiowego rozsądku i kastrujemy marzenia własnych dzieci. Czasami, gdy patrzę na rodzica, który z serdecznym troskliwym uśmiechem tłumaczy swojemu dziecku, że „przecież się nie da”, to chciałbym takiego dorosłego dosłownie otworzyć, żeby wypuścić na wolność jego własne wewnętrzne dziecko, które wyobrażam sobie jako zamknięte od lat w jakimś ciemnym lochu wyuczonych pseudoprawd o życiu…

Te nasze toksyczne „ale” trzymają nas jak łańcuchy w naszych strefach komfortu, gdzie gnijemy pomimo upływu lat, starając się zupełnie zapomnieć o korodujących marzeniach naszego dzieciństwa, a może po prostu naszego serca. Te nasze „ale” mają też jeszcze jedną funkcję: one nas bronią przed wyjściem na zewnątrz, gdzie już może nie jest tak wygodnie i komfortowo.

Proponuje ci wyjątkowe wyzwanie- przestań przez miesiąc używać słowa „ale”. Jak tylko znów zakradnie się pod bramę twoich ust i twojego umysły, to spuść z łańcucha groźnego i potężnego psa „chcę”. Zobaczysz, że to potężne zwierzę, gdy tylko przestanie być tłamszone przed postępne „ale” pomoże ci odkryć naprawdę nową przestrzeń twojego życia, taką, której może podświadomie się trochę boisz, ale w niej naprawdę jest ŻYCIE.

PS. Klikając w reklamę na moim blogu wspierasz mnie finansowo, dziękuję!

Poznaj też moją książkę o rozwoju „Cała naprzód!”

1 Comment

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.