Twoja trauma jest Twoją szansą… czyli jak zaczął się ten blog.

Byłem ostatnio na wsi u wujka i zadziwiłem po raz kolejny nad faktem, że tam nawet gówno się nie marnuje. Wygarniają sumiennie krowie odchody, składują, żeby w odpowiednim momencie rozrzucić to wszystko po polu. To piękna metafora naszego życia, bo w nim także, jeśli dobrze przeżyjemy nasze traumy i zranienia, to na nich właśnie w odpowiednim czasie wyrasta prawdziwa siła. „Moc w słabości się doskonali”- podsumował święty Paweł. Tak też jest z moim blogiem, który wyrasta z mojego osobistego bardzo trudnego doświadczenia nagłej śmierci taty, gdy miałem siedem lat. Byłem potem przez wiele lat takim „emocjonalnym żebrakiem”, szukającym ojca wśród spotykanych mężczyzn. Pamiętam, że przesiedziałem wiele godzin w oknie naszego mieszkania na gdańskiej Morenie wyczekując wizyty chrzestnego, który często niestety nie dotrzymywał słowa… Te trudne doświadczenia zostały uruchomione siedem lat temu, kiedy z powodu choroby mojego przyjaciela o mały włos nie zawiodłem mojego syna. To była chwila niesamowita- czułem się jakbym balansował na linie nad przepaścią, przepaścią dawnych lat i traumy, która wydawała się miniona. Jednak już wcześniej nauczyłem się jednego- jeśli moje ojcostwo chciałbym streścić w jednym słowie, to byłoby to „słowny”. I dotrzymałem słowa, pomimo dramatycznych okoliczności. Napięcie, które wtedy we mnie powstało zaowocowało pierwszym tekstem, który dosłownie wystrzelił spod pióra. Był krótki, treściwy, niezły, a przede wszystkim przyniósł mi ogromną ulgę. I w ten sposób zaczęła się moja przygoda w pisaniem, pomimo pielęgnowanego ponad dwadzieścia lat przekonania, że nie umiem i nie lubię pisać.

Gdyby nie te mniejsze i większe traumy, nie byłbym dzisiaj tym, kim jestem i tu, gdzie jestem, a jestem szczęśliwy. Zatem mogę powiedzieć z całą odpowiedzialnością, że najbardziej gówniane doświadczenia stały się także moim nawozem.

Ale ale ale… żyjemy dzisiaj niestety otoczeni kulturą pudru! Absolutnie staramy się nie dopuszczać w życiu rzeczywistości cierpienia, porażki, zawodu i frustracji. Nasze poprawiane w photoshopie zdjęcia na społecznościowych profilach są tego ikoną. Wszystko jest takie piękne, albo raczej wydaje się piękne, dopóki nie pęknie. Tylko czasami jak echo wybuchu z daleka słychać: „tamci się rozeszli”, „tamten ma depresję”, „zabiła się”. A tacy byli piękni i przypudrowania na fejsie… kto by pomyślał.

Niestety prawda, której nauczyłem się na wsi jest również taka, że jeśli gówno się kisi w szambie, to tworzy się śmiercionośny gaz, który może zabić tego, kto nieopatrznie zajrzy czy nie daj Boże wpadnie do zbiornika.

Mam nadzieję, że to Cię ośmieli. Nie zostawaj z tym sam. Może odbijesz się od kilku osób, które nie poradzą sobie z Twoim bólem i będą przekonywać, że wcale nie cierpisz. Cóż, może nie mają tyle siły, może sami walczą, a jeszcze się do tego przed sobą nie przyznali. Szukaj do skutku człowieka, który Cię wysłucha, który nie wystraszy się Twojego smrodu i który da Ci nadzieję, że również Twoje cierpienie z czasem stanie się nawozem…

PS. Klikając w reklamę na moim blogu wspierasz mnie finansowo, dziękuję!!!

Zapraszam do zakupu nowej książki pod linkiem bycojcem.pl/alfabet

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.