Ona temu winna- czyli co lubią mężczyźni, chociaż się nie przyznają.

Pamiętam, że moje myślenie o podziale obowiązków w małżeństwie ukształtowały dwie sceny. Na jednym z wesel, które miałem przyjemność prowadzić, wśród gości był zacny kapłan. Państwo młodzi poprosili go o poprowadzenie modlitwy, a on oprócz tego dodał jeszcze od siebie pewną anegdotę: „podczas jubileuszu małżeństwa prawnuki zapytały dziadka jaka jest jego recepta na zgodne życie z babcią, odpowiedział: już w dniu ślubu umówiliśmy się, że wszystkie takie codzienne decyzje podejmuje babcia, a ja te ważniejsze… i póki co tych ważniejszych nie było.” Wszyscy goście weselni śmiali się w głos, a ja razem z nimi. Mój śmiech przycichł, kiedy kilka miesięcy później trafiłem do szpitala, gdzie miałem okazję usłyszeć dialog lekarza z innym pacjentem: „Panie Kowalski, czy Pan przyjmuje jakieś leki na stałe?” Na to starszy Pan: „Panie Doktorze, to trzeba by żonę zapytać…”

No właśnie, to jak to jest? Czy rzeczywiście kobiety rządzą codziennością, a mężczyźni włączają się od wielkiego dzwonu? A jeśli tak, czy to źle czy dobrze?

Chyba nikt nie będzie dyskutował z tezą, że mężczyźni i kobiety są inaczej skonstruowani. Różnica polega między innymi na poczuciu estetyki i wyczuleniu na szczegóły. W praktyce oznacza to nie raz, że moja żona mówi: „wejdź jeszcze raz do pokoju i powiedz co się zmieniło.” Czasami udaje mi się wtedy spostrzec, że jakiś detal jest inny- na przykład zasłony… Kobiety mają chyba też w naturalnym wyposażeniu troskę o dom, która znów w praktyce oznacza na przykład to, że one pierwsze zauważają cieknący kran, zepsute drzwi itd. Mężczyzna dopóki się o coś nie potknie, to nie zauważy. Jeśli rzeczywiście tak jest, to dlaczego taki problem stanowi podział obowiązków w małżeństwie. A musi to być sprawa problematyczna sądząc chociażby po ilości anegdot, dowcipów i konstrukcji obecnych w języku typu: pantoflarz itd.

Mam wrażenie, że jest to kolejny przykład rzeczywistości, która pasuje nam mężczyznom, bo jest kompatybilna z naszym wygodnictwem i lenistwem, które z jakiejś przyczyny znalazły się w naszym naturalnym wyposażeniu. Nam jest tak dobrze, tylko nie potrafimy albo nie chcemy się do tego przyznać. Stąd ta nieustanna walka o to, żeby nie być pod pantoflem, nie dać sobą rządzić itp. Tak naprawdę są to jednak tylko manewry pozorowane, bo w głębi bardzo się cieszymy z tego, że „Bóg dał nam odpowiednią pomoc”, która tak skutecznie ogarnia codzienność, podczas gdy my możemy czekać na wielkie projekty, które będą wymagały naszej wyjątkowości. Wyjątkowości, której nie chcemy rozmieniać na drobne, przy załatwianiu bieżących spraw.

Bogu dzięki, bo gdyby nie kobiety, to umarli byśmy z głodu albo smrodu oczekując na ten wyjątkowy moment, dla którego Bóg nas stworzył…

PS. Klikając w reklamę na moim blogu wspierasz mnie finansowo, dziękuję!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.