Jest taki stary wulgarny żart o mężczyźnie, który modlił się w kościele, żeby mieć przyrodzenie aż do samej ziemi. Bóg go wysłuchał i zaraz po wyjściu ze świątyni tramwaj obciął mu obie nogi.
Spotkałem ostatnio przynajmniej kilka osób, które przyznały, że modliły się o zwolnienie tempa życia. Mój przyjaciel opowiadał jak coraz wyraźniej czuł, że nie nadąża za biegiem wydarzeń. Ja sam myślałem, że chyba trzeba wziąć dwa tygodnie urlopu, żeby dokończyć pisanie książki. Nawet mój syn miesiąc temu pytał „tata, co by się musiało stać, żebyśmy nie musieli chodzić do szkoły, tylko mogli uczyć się w domu?”
Bóg nas wysłuchał! Życie zwolniło, można pisać książki do woli, a powszechne nauczanie domowe stało się faktem z dnia na dzień.
W tych ekstremalnych warunkach wszystkie szajby, które skrywaliśmy świadomie lub nie pod napiętą skórą naszej codziennej bieżączki, teraz wychodzą na jaw.
Pracoholicy trzęsą się po domach i wymyślają kolejne zdalne projekty do zrealizowania. Projekty, które nikogo nie interesują, bo biznes stoi, a klienci odrabiają właśnie matematykę i język polski ze swoimi dziećmi.
Alkoholicy mają nowy pretekst do picia, bo przecież spirytus jest dobry na każdego wirusa.
Uzależnieni od mamony lecą w dół razem z giełdowymi notowaniami i proszą, żeby wreszcie uderzyć o dno.
Hipochondrycy nareszcie mogą się czuć chorzy i chorobliwie zabiegać o swoje zdrowie.
Lękowi nareszcie mają się czego lękać.
Kompulsywno obsesyjni wreszcie mogą się myć i dezynfekować bezkarnie do woli.
Kryzysy małżeńskie wychodzą na wierzch jak grzyby po deszczu, bo TRZEBA BYĆ ZE SOBĄ i od razu widać czy mamy o czym gadać czy nie.
Nauczyciele mogą odreagować za zeszłoroczny strajk i wszystkie komentarze o nierobach: „niech zobaczą teraz rodzice ile to pracy!”
Wreszcie okazało się na kogo można liczyć w rodzinie, kto przyjął bliskich osoby pozostającej w kwarantannie, a kto odmówił.
Kto cały czas był dobrym, życzliwym człowiekiem, nadal nim jest nawet jeśli ryzykuje, że to do niego się ta korona przyklei.
No i te dzieci… nareszcie jest czas, co go cały czas nie było i sprawa była rozwiązana. Nie było tego czasu, bo wierzyliśmy, że trzeba pracować, że musimy. A teraz się okazuje, że wcale nie trzeba, że ta firma, co tak się na nas opierała, to teraz najchętniej by nas wymazała z listy płac. Ten wymarzony letni wyjazd, na który tak odkładaliśmy wcale nie jest ważniejszy od tego, żeby wszyscy w zdrowiu dożyli do wakacji. Piękne nowe auto z ogromną ratą leasingową wcale nie cieszy, bo i tak nie ma nim gdzie pojechać i nikt go nie podziwia, bo ludzie patrzą tylko na czubek własnego nosa ubranego w higieniczną maseczkę.
„Bóg nie ma twarzy Koronawirusa” powiedział arcybiskup łódzki Grzegorz Ryś. Zgadzam się z nim. Ale Bóg mówi przez tego wirusa tak głośno, jak już dawno nie mówił. Pyta mnie: „a Ty na czym budujesz? a dla Ciebie co się w życiu liczy? za czym Ty tak pędzisz? jakie przykazanie jest dla Ciebie najważniejsze?”
Trzeba uważać o co się prosi, bo Bóg może wysłuchać i co wtedy…?
PS. Klikając w reklamę na moim blogu wspierasz mnie finansowo, dziękuję!
Dlatego swoje prośby zawsze obwarowuję dodatkowymi warunkami?
U mnie w domu Bóg wszystkich wysłuchał, ja zawsze chciałam pracować na pół etatu- teraz pracuje, mój mąż ciagle powtarzał, że bez sensu musi jeździć do firmy, mógłby pracować zdalnie – i pracuje, córka nie chciała rano wstawać do szkoły – nie wstaje ☺️ mam nadzieję, że to, że chciałam być kiedyś królową poszło w zapomniane i nie będę miała korony ?(wirusa) na głowie ?
Strach się teraz o coś pomodlić. Może po prostu lepiej dziękować. Zwłaszcza, że teraz widać tak wyraźnie, że było za co… I pewnie nadal jest za co 🙂