Człowiek cyframi widziany.

Czytam od kilku miesięcy książkę Antoniego Kępińskiego “Rytm Życia”. Nie mogę jeszcze napisać recenzji, bo jestem zaledwie w połowie. Jedno mogę powiedzieć na pewno nie jest to książką do przeczytania, a raczej do czytania. Ja mogę ją zażywać tylko w niewielkich dawkach, zawsze w pewnych odstępach czasowych, żeby móc “przetrawić” to, co autor podaje w kolejnych rozdziałach. W ogóle na początku to chcę powiedzieć o swoim rozczarowaniu. Patrząc na tytuł oraz przeczytaną wcześniej krótką recenzję, spodziewałem się treści typu: “w wieku młodym to, w dojrzałym tamto, a na starość jeszcze coś innego”, podanych przez zjawiskowego psychiatrę jakim był według mnie Kępiński. Tymczasem on już przez ponad sto stron ciągle “męczy mnie” drugą wojną światową, holocaustem, rampą w Oświęcimiu, zagazowywaniem ludzi i PY-TA-NIA-MI. Na początku się buntowałem i pytałem kiedy wreszcie skończą się te “rozkminy”, a zacznie się książka, której się spodziewałem. Otóż po stu stronach jeszcze się nie zaczęła ale też ja przestałem już na to czekać. Dałem się za to zaprosić Kępińskiemu do jego świata zadawania pytań i szukania odpowiedzi. Szukania w obliczu drugiej wojny światowej ale też w obliczu dzisiejszych czasów, kiedy ludzi i człowieka zabijają przeróżne wojny- od tych prawdziwych, przez ideologiczne, do wojen o jego czas, uwagę czy po prostu portfel.

Jedna refleksja ostatnio mnie uderzyła bardzo mocno i chcę się nią podzielić od razu, zwłaszcza, że jesteśmy w przededniu wyborów parlamentarnych.

Mniej więcej w połowie książki, w rozdziale “Zbrodnie ludobójstwa” autor pyta po raz kolejny “jak to możliwe?” Jak to możliwe na przykład, że tak niewielu esesmanów potrafiło zapanować na tak wieloma więźniami? Jak to możliwe, że zwykli ludzie, ojcowie i mężowie potrafili zmienić się w oprawców?

Kępiński proponuje taką odpowiedź: stało się to za sprawą numerów. W pewnych sensie oczywiście. Chodzi o to, że Niemcy nie widzieli w swoich obozowych ofiarach ludzi, a jedynie numery, zadanie do wykonania. To odczłowieczenie udzielało się także samym więźniom, którzy patrzyli na siebie częściowo tak, jak otoczenie. Kępiński nazywa to “zjawiskiem zwierciadła”. Zastanawiałem się ile takiego patrzenie na człowieka jako na cyfrę czy numer jest aktualne dzisiaj. Przyjaciel opowiadał mi ostatnio, że jedna ze znanych firm zajmujących się prywatną opieką medyczną wprowadziła system motywowania lekarzy na dyżurze poprzez mierzenie ilości odbytych wizyt, odnoszenie tego do średniej wypracowanej przez każdego z nich, a ten, który “natrzaska” najwięcej kresek ma dostać dodatkowy tłusty przelew na konto. Czy w tej sytuacji ktoś tu właśnie nie zrobił z pacjenta cyferki? Czy ten pacjent ma szanse na przeżycie, to znaczy czy lekarz będzie w nim widział człowieka z jego potrzebami i cierpieniem, czy tylko drogę albo przeszkodę na drodze do premii? 

A uczniowie w szkole czy nie są coraz bardziej cyferkami- sumą zdobytych stopni albo ich średnią? 

A dzieci w prywatnym przedszkolu czy nie są tylko subwencją, która jest albo której brakuje by domknąć budżet?

Czy wszyscy wreszcie nie jesteśmy tylko fragmencikiem wykresu w exelowskim pliku wielu marketerów, dla których jesteśmy wzrostem albo spadkiem sprzedaży?

No i wreszcie czy w nadchodzącą niedzielę czy nie staniemy się wszyscy punktem procentowym…

Czy zatem człowiek dzisiaj ma szansę na przeżycie? Czy jego człowieczeństwo nie jest podobnie zagrożone jak kilkadziesiąt lat temu na rampie? 

Kępiński pisze, że kluczowe w przeżyciu obozu było wyłamanie się z tego odczłowieczenia. Ten, kto ocalił w sobie człowieka, kto nie patrzył na siebie jak na numer czy fragment masy, miał jedynie szansę ocalić swoje życie.

Pora się przebudzić, bo inaczej wszyscy zginiemy albo staniemy się oprawcami…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.