Dziewięciolatek ostrzega czyli dzieci to widzą…

Mama dziewięcioletniego Kacpra opowiadała mi ostatnio o swoim zwyczaju wieczornych rozmów z synem. Zwykle siada koło niego na łóżku, kiedy chłopiec już leży gotowy do zaśniecia i poświęca kilka minut na świadomą rozmowę z dzieckiem (świadomą to znaczy bez smartfona w ręku i spraw do załatwienia w głowie). O tej porze Kacper jest już bardzo zmęczony i najczęściej chętnie opowiada o tym, co spotkało go w ciągu dnia, o sytuacjach, które wzbudziły silne emocje, o problemach itd. Mama podejrzewa (według mnie słusznie), że takie rozmowy pomagają chłopcu rozładować “zalegające napięcia”. 

Mówiła, jak pewnego razu Kacper wyznał, że zamierza zostać prezydentem Polski. Jego mama ma tę zaletę, że potrafi słuchać zanim coś powie, więc i tym razem powstrzymała się od komentarza tylko zapytała dlaczego ma taki pomysł. Chłopak odpowiedział: “Jak będę prezydentem, to rozdam ludziom takie maski ze sztucznym uśmiechem i jak ktoś zobaczy taki uśmiech, to będzie się musiał też uśmiechnąć, bo ludzie zwykle nie wytrzymują i uśmiechają się, jak ktoś się do nich uśmiechnie, a NORMALNIE TO LUDZIE SIĘ PRAWIE WCALE NIE UŚMIECHAJĄ.” Podobał nam się ten pomysł i zaśmiewaliśmy się z programu młodego kandydata na prezydenta. Podczas wieczornej refleksji wróciłem jednak do tego zdania i do tej sytuacji. To dziewięcioletnie dziecko zwróciło wprost uwagę na problem, o którym warto zacząć mówić głośno. Dzisiaj ludzie rzeczywiście bardzo mało się uśmiechają. Teoretycznie żyje się nam coraz lepiej, produkt krajowy brutto idzie w górę, jakość i szybkość otaczającej nas rzeczywistości materialnej też, a jednak “coś nie trybi”. Dzieci widzą, że się nie uśmiechamy. Pomimo starań i deklaracji, nie widać naszego szczęścia na twarzy. Od siebie mogę dorzucić, jako praktykujący katolik, że od lat ubolewam nad brakiem uśmiechu w kościele- wygląda to tak, jakby co niedziala odbywał się konkurs na najpoważniejszą i najsmutniejszą minę, z Dobrą Nowiną w tle. Księża mówią dużo o radości serca i ma się wrażenie, że jest to rzeczywistość zupełnie „odpięta” od wyrazu twarzy, co tworzy wrażenie iście schizofreniczne. Nie trzeba jednak iść do kościoła, żeby doświadczyć tej dojmującej powagi i smutku na twarzach. Autobus, metro, biuro, szkoła- wszędzie smutne twarze. Wyjątkiem są gale kabaretowe, choć i tu kamera nierzadko pokazuje ludzi, którzy chyba podjęli wyzwanie “nie uśmiechnę się, żeby nie wiem co.” Szkoda, bo jak donoszą naukowcy uśmiech to naturalny sposób na walkę ze stresem i poprawę jakości życia już na poziomie biochemicznym. Za każdym razem jak się uśmiechasz, w mózgu są uwalniane neuropeptydy, które wspomagają komunikację pomiędzy komórkami nerwowymi przez co przyspieszają pracę mózgu. Do tego jeszcze porcyjka tzw. hormonów szczęścia- dopamina, serotonina i endorfiny. Taki hormonalny koktajl ma zbawienny wpływ na nasze samopoczucie- między innymi odpręża ciało, obniża tętno i ciśnienie tętnicze (za https://www.psychologytoday.com/us/blog/cutting-edge-leadership/201206/there-s-magic-in-your-smile ).

Zatem nie czekajmy aż Kacper zostanie wybrany na prezydenta ale już dzisiaj zacznijmy się do siebie uśmiechać. Może na początku trochę na siłę ale zróbmy ten krok. Jeżeli natomiast okaże się to zbyt trudne zadanie, to może warto zadać sobie pytanie “dlaczego”. Być może problem jest o wiele bardziej poważny i uczciwa refleksja będzie nas prowadziła do lekarza psychiatry, żeby poważnie zająć się swoją depresją. Zanim to jednak nastąpi proponuję zrobić rachunek sumienia z ilości i jakości dobowego odpoczynku oraz dawki zażywanego codziennie ruchu fizycznego. Mam taką swoją osobistą teorię, że nawyk dobrego wysypiania się oraz codziennego żwawego spaceru przez trzydzieści minut może przywrócić uśmiech na nasze twarze i znacznie odciążyć polskich psychiatrów.

2 komentarze

  1. Uśmiech jest dzisiaj na wagę złota. Z jego brakiem spotykam się na co dzień. Dlaczego się nie uśmiechamy? To bardzo ważne pytanie, ponieważ prowadzi do zastanowienia się nad sobą, swoim życiem i powodem braku uśmiechu. Uśmiech jest zazwyczaj kojarzony z radością, szczęściem, byciem tu i teraz w tej chwili. Dlaczego więc go brak? Mamy dzisiaj tak dużo! Uważam, że przy tym wszechobecnym dobrobycie, dostępności wszystkiego na wyciągnięcie ręki, nie dostrzegamy tego, co naturalnie powoduje w nas uśmiech. Proste rzeczy, najzwyklejsze. Często po drodze do szkoły, stojąc w korku lub na światłach mój syn macha i uśmiecha się do kierowców stojących obok nas. I wiecie co? Odmachują, uśmiechają się, co powoduje jeszcze większego banana na ustach mojego syna 🙂 Ktoś by zapewne skarcił za to dziecko, tylko pytam dlaczego? To jest naturalny odruch pozdrowienia drugiego człowieka, który powoduje radość, uśmiech! Dzielmy się więc nim.
    Spróbujmy dzisiaj powiedzieć „dzień dobry” obcej osobie, którą mijamy na ulicy. Gwarantuję wam zdziwienie i mocne zaskoczenie tej osoby. Dlaczego? Czy „dzień dobry” powinno być zarezerwowane tylko dla osoby, którą znamy? Czy „dzień dobry” to nie jest nic innego jak „dobrego dnia”? Gdzieś się gubimy w tym świecie, zapominając o najpiękniejszych, najprostszych i darmowych wartościach, jakimi są uprzejmość, otwartość i chęć powodowania uśmiechu. To działa jak bumerang. Wraca ze zdwojoną siłą i powoduje uśmiech w naszych serduchach i na ustach. Ot wszystko. Wystarczy być miłym i się uśmiechać.
    Ktoś powie, że nie każdy ma powód do uśmiechu. Zgodzę się, jednak uważam, że w każdej sytuacji w pierwszej kolejności powinniśmy szukać powodów do jego tworzenia. Jak to kiedyś ktoś mądry powiedział „Nawet jeśli znajdziesz się w gównie po uszy, od Ciebie zależy czy będziesz się śmiał, czy płakał”. Święta prawda. To od nas zależy jak będziemy postrzegać wszystko co nas otacza. To od nas zależy czy uśmiechniemy się do Pani w autobusie, powodując tym samym uśmiech na jej twarzy, czy też wsadzimy głowę w smartfon i utoniemy w odrealnieniu.
    Najgorsze jest to, że dzisiaj uśmiech do kogoś bez powodu, zdaje się być „nienormalnym”.
    Na co dzień poznaję wielu ludzi, różnych ludzi. Niedawno do salonu w którym pracuję, wszedł przemiły i uśmiechnięty Pan. Naprawdę był tak miły, uprzejmy i przy tym taki… spokojny – sporadycznie dzisiaj spotykam takich ludzi. Koleżanka z którą pracuję, tuż po jego wyjściu powiedziała „ty wiesz co, on jakiś nienormalny”. Czy Wy to rozumiecie? Jesteśmy tak smutni i odizolowani, że bycie uprzejmym i uśmiechniętym, może spowodować w głowie pytanie „czy z tym człowiekiem jest wszystko w porządku?” – to jest tragedia!!! Zdaje mi się, że nasze naturalne, ludzkie, prawdziwe odruchy w tym uśmiech, wyginą niebawem jak dinozaury.
    Słuchajmy dzieci i bierzmy z nich przykład! Myślę, że dzieci widzą „więcej”, mają w sobie prawdę, którą bez ogródek potrafią powiedzieć – pod warunkiem, że już w początkowym etapie rozwoju nie będziemy jej w nich zabijać. Ale to już inny temat.
    Uśmiechajmy się do siebie, do innych, znanych i obcych. Rozumiem, że może komuś nie chcieć się uśmiechać do kogoś, jeśli sam do siebie nie będzie potrafił się uśmiechnąć. Spróbujcie wtedy znaleźć powód do uśmiechu, nie do tego aby się nie uśmiechać, wręcz odwrotnie! Szukajcie na co dzień tych powodów. Dla mnie powodem do uśmiechu jest śmiech mojego syna, gdy ktoś z samochodu obok mu odmacha, gdy Pan z kolejki przy kasie z uśmiechem podziękuje za przepuszczenie w kolejce, gdy drugi człowiek odpowie mi uśmiechem na mój uśmiech skierowany do niego, gdy Pani idąca chodnikiem z uśmiechem odpowie „dzień dobry”, gdy mój syn powie mi „mamo jak ja kocham jak ty się uśmiechasz, bo ja się wtedy uśmiecham”!
    Znajdźmy w sobie radość, uśmiech. Powodów jest miliony! Choćby dzisiejszy, nowy dzień!
    Dobrego i wesołego dnia!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.