Potrzeba ludzi odważnych w NIEWIERZE.

Chciałem napisać na początku o ludziach odważnych zarówno w wierze, jak i niewierze ale:
po pierwsze byłby to tytuł dłuższy, niż większość ludzi jest w stanie dzisiaj przeczytać,
po drugie zawierałby słowo “wiara”, które według mnie należy do zbioru pewnych słów jak “kościół, miłosierdzie, modlitwa”, które od razu wyłączają słuchanie u odbiorców, na których najbardziej mi w tym tekście zależy,
po trzecie im więcej myślałem, tym bardziej dochodziłem do wniosku, że odwaga ludzi niewierzących przyda się także tym wierzącym,

Mój syn jest w trzeciej klasie i zaczął przygotowywać się do pierwszej komunii. “Cała ta otoczka” jak mawia jego Katechetka, siostra zakonna, którą bardzo szanuję. Właśnie wczoraj przeżyłem pierwszy z elementów tej “otoczki”- spotkanie dla rodziców. Stąd narodziła się właśnie ta refleksja.
Kiedy prowadziłem jako wodzirej wesele Młodej Pary, która nie brała ślubu kościelnego, pozwalałem sobie na pytanie o powód takiej decyzji. Zawsze napawała mnie dużym szacunkiem odpowiedź typu: “to nie nasza bajka”, “jesteśmy niewierzący i to byłoby nieuczciwe”. Z drugiej strony spotkałem wielu Młodych, którzy zdecydowali się na uroczystość w kościele ale tylko ze względu na dobre samopoczucie babci czy na sentyment do białej sukienki. Ci, którzy mnie znają, wiedzą, że lubię konfrontacyjne podejście do rzeczywistości. Zatem, jeśli to nie jest Twoja bajka, jeśli nie znajdujesz czy nie szukasz w kościele czegoś więcej niż tylko negatywnych emocji, czy potwierdzenia Twojej tezy o beznadziejności księży, słowem jeśli nie spotykasz tam Boga, to po co zawracasz głowę sobie i innym. Dlaczego nie masz odwagi powiedzieć basta, dosyć. Zamiast tego przypominasz raczej takiego obrażonego dzieciaka, który narzeka ale nadal trwa w danej sytuacji. Jeśli widzisz tylko instytucję, a w niej niedobrych księży, dlaczego nie odwrócisz się na pięcie i zajmiesz swoim życiem. Z drugiej strony jak można od dwudziestu lat widzieć w kościele tylko Rydzykowego Maybacha- samochód, który jeżeli w ogóle kiedykolwiek istniał, to już dawno został zjedzony przez korozję? To dopiero jest otoczka i otoczkowe przeżywanie rzeczywistości.
Tęsknię za chwilą, kiedy ludzie, którzy w kościele nie odnajdują Boga, powiedzą to głośno i nazwą ten problem uczciwie, a przestaną mówić o “samochodzie proboszcza”. Takie postawienie sprawy dobrze zrobi właśnie samemu Kościołowi- a więc Proboszczowi, mnie i całej wspólnocie ludzi wierzących, bo będziemy musieli postawić sobie poważne pytanie: “czy poważnie traktujemy Ewangelię, skoro ludzie nie spotykają Chrystusa przez nasze życie?”
Na razie niestety po jednej stronie mamy tych, którzy biorą śluby kościelne, niosą dzieci do chrztu i prowadzą do pierwszej komunii, choć nie wiedzą gdzie, kiedy i DLACZEGO przyklęka się w kościele, a z drugiej mamy tych, którzy mogą zaproponować jedynie zbieranie naklejek, podpisów przy spowiedziach i pieczątek do indeksów. Dobrze jest jak jest? Jeśli tak, to nie narzekaj, nie rób nadąsanej miny, tylko szykuj się do egzaminu z paciorków!
Twoje dziecko potrzebuje zobaczyć przede wszystkim w Tobie spójnego, uczciwego i odważnego człowieka. Daj mu ten skarb, nawet za cenę Twojego wyjścia poza obmierzłą strefę komfortu.

4 komentarze

  1. Myślę o dzieciach, których rodzice są innej wiary lub są „odważnymi niewierzącymi” – zastanawiam się czy te dzieci będą miały poczucie że nie biorą udziału w czymś, w czym biorą wszyscy koledzy i koleżanki. Czy wiedza i świadomość wygra z potrzebą przynależenia do grupy…

    1. Moim zdaniem dużo zależy od tego, czy się z dzieckiem o tym rozmawia, czy nie. Bo jeżeli zostawimy je całkowicie sobie, nie mówiąc mu, dlaczego „nie chodzi na religię” (to takie uproszczenie, skrót myślowy), to może mieć poczucie, że coś go omija. Jeżeli jednak ten temat zostanie poruszony i, co więcej, dziecko będzie miało uczciwie (bez manipulowania słowami, żeby i tak powiedziało „nie”) zaproponowany wybór, czy chce, chociażby z ciekawości, dowiedzieć się, co się dzieje na religii, w kościele i o czym się tam mówi, to nie spodziewam się trudności. U nas to działa. Z resztą otwarta rozmowa zawsze działa.

    2. Jestem rodzicem jak to nazwalas odwaznym niewierzacym, moj maz tez i powiem Ci szczerze, ze moj syn absolutnie nie ma poczucia odrzucenia, poniewaz 99% jego klasy bierze w czyms udzial. Nasz syn jest swiadom naszej decyzji…kiedys sam podejmie swoja. I nie boimy sie ani ksiedza, ani katechetki…tacy jestesmy odwazni:):)

  2. Świetny tekst. Niewielu jest tak odważnych i asertywnych, by się postawić „płaczącej babci” i gromadzie wścibskich, którzy pytają, „dlaczego nie?”. Większość woli odbębnić imprezę i mieć spokój.
    Pozdrawiam.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.