Fotografowanie własnego życia.

Na każdym weselu jest przynajmniej jeden gość, który fotografuje i nagrywa przyjęcie. Dziś jest to o tyle proste, że zwykły smartfon ma lepsze parametry techniczne niż profesjonalne kamery kilkanaście czy kilkadziesiąt lat temu. Jako młody wodzirej denerwowałem się na gości, którzy zamiast uczestniczyć w proponowanym tańcu, wyjmowali telefon i rejestrowali go. Czasami pozwalałem sobie na docinki w stylu: “zostawmy to profesjonalistom, których zatrudniła młoda para.” Niektórzy po tych słowach odkładali urządzenia i dołączali do tańczących. Jednak wielu do końca uparcie pozostawało w roli samozwańczego fotografa i operatora kamery. Zastanawiałem się nad motywacją takich ludzi. Myślę, że kamera czy aparat może stanowić pewnego rodzaju ścianę pomiędzy mną, a doświadczeniem, które podsuwa mi życie. Jestem dzięki urządzeniu dosłownie odgrodzony. Wchodzę w rolę obserwatora, która szczerze mówiąc jest bezpieczniejsza i wygodniejsza od roli uczestnika. Uważam, że taka postawa wynika z lęku przed stuprocentowym zaangażowaniem się. Jeśli zacznę tańczyć, może się okazać, że mylę kroki, że robię to niedoskonale, że mam słabą kondycję i zapoci mi się koszula. To prawda ale z drugiej strony nie doświadczysz w pełni radości tańca, jeśli będziesz tylko na niego patrzył i nagrywał. Trzeba wejść na parkiet i dać się porwać muzyce, żeby poczuć jak serce wybija rytm radości, wolności i szczęścia.
Niestety dzisiaj ludzie bardzo często odgradzają się swoim smartfonem od pełnego doświadczania życia. Ostatnio podczas wakacji żartowałem ze spotkanym Polakiem, że nie musi jechać na wycieczkę z rodziną do Chorwackich wodospadów Krka, bo przecież w internecie może obejrzeć zarówno zdjęcia jak i filmiki z tego miejsca. Śmieliśmy się, że nie trzeba wydawać pięniędzy i tracić czasu. Kiedy kilka tygodni później podzas spaceru po Warszawie przyjrzałem się jak ludzie zwiedzają miasto, zrozumiałem, że nasza rozmowa nie była wcale śmieszna. Ludzie dzisiaj bardzo często nie patrzą na miejsce, w którym są, tylko patrzą na ekran swojego smartfonu, którym właśnie fotografują to miejsce. Czym to się różni od spaceru wirtualnego? Po co w ogóle wychodzić z domu, jeśli w internecie to wszystko jest? Dlaczego tak uparcie odgradzamy się od naszego tu i teraz? Może to dlatego, że bardzo mocno chcemy zatrzymać tę chwilę i miejsce. Paradoksalnie jednak przez to skupienie na rejestrowaniu, bieżaca chwila przelatuje nam koło nosa i zostają nam tylko dwuwymiarowe pamiątki w pamięci telefonu, do których najczęściej nigdy później nie zaglądamy. Sytuacja przypomina trochę osobę, która próbuje zamknąć w garści piasek nad morzem. Okazuje się, że im bardziej zaciskasz pięść, tym mniej piasku Ci w niej zostanie.
A może by tak zacząć swoje życie częściej „fotografować” pamięcią i sercem. Może przekona Cię, jak zapytam o takie zdjęcia i filmy, które już w sobie masz. Wspomnienia, do których może sięgnąć zawsze i wszędzie. Kolory tych “zdjęć” nie blakną, a wręcz przeciwnie, z biegiem czasu nabierają jeszcze większej głębi. Do tego najczęściej są to pamiątki wielowymiarowe, bo myśląc o nich czujemy zapachy, dotyk, rytm w jakim biło nasze serce. To jest życie, które zapisało się nie na kliszy, lecz w sercu. To są wspomnienia, które wypełniają Twoje serce, a nie Twoją kartę pamięci.
Odłóż swój smartfon, wejdź na parkiet życia i zacznij tańczyć do muzyki, którą ono Ci zaproponuje.

7 komentarzy

  1. Mam wrażenie, piszesz z perspektywy osoby, która pokonała swoje lęki, przepracowała swoje zranienia. Jak jesteś w śród tych którzy cię ranił i jednym obszarów jest taniec to wyjście na parkiet jest jak wejście do pieca ognistego, a nie super zabawą.

    1. Biorę to pod refleksje. Rzeczywiście te nasze lęki skądś się biorą i często są to sprawy bolesne. Z drugiej strony jest takie powiedzenie w psychoterapii lęku: „trzeba wejść do tej piwnicy.” Używając Twojego porównania- trzeba wejść do tego pieca ognistego. Sama zresztą historia biblijna z piecem ognistym napawa raczej nadzieją, bo młodzieńcy wrzuceni do niego nie spłonęli. Ale tam kluczowa wydaje się ich świadomość tożsamości- właśnie w temperaturze rozgrzanego pieca cały czas pamiętali kim są. Nie jesteśmy sumą naszych zranień, nie jesteśmy ranami, które zadają nam inni ludzie. To jest chyba to, co określiłeś przepracowywaniem zraniem- dojść do doświadczenia swojej prawdziwej tożsamości, POMIMO PRZESZKÓD. Dzięki za głęboki komentarz. Będę o tym jeszcze myślał, żeby ten tekst uzupełnić. Pozdrawiam!

  2. Moim zdaniem robienie fotek / nagrywanie filmów jest spoko w wybranych sytuacjach i z odpowiednim zastawieniem.
    W przedstawionej sytuacji wyjęcie prostokącika z kieszeni nie jest dobrym wyjściem także według mnie.

    Ale wyobraźmy sobie taką sytuację – jesteśmy na nartach na szczycie stoku i mamy super widok (pomińmy to, że nie można tam wyciągać tela). Stoją obok siebie dwaj koledzy – Marcin i Kuba. Ten pierwszy wyciąga telefon i robi kilka fotek, po czym go chowa, ale przez cały czas jego uwaga jest skupiona na samym widoku – chce szybko zrobić kilka fotek z różnych stron i dalej żyć. Kuba robi to samo, ale jego uwaga jest skupiona głównie na samych zdjęciach, a nie na doznaniach, chce je zrobić idealnie, po czym kiedy cyknie kilka „takich samych”, wybiera najlepsze, a resztę usuwa, po czym te najlepsze wstawia po kolei na snapa, fb i insta. Jeszcze go kusi, żeby poczekać przynajmniej na pierwszy komentarz i na niego odpisać.

    Chodzi mi o to, że bardzo ważne jest podejście typu „O kurde, ale extra, akurat mam na to czas, więc zrobię szybko fotę i jeszcze popatrzę, a w domu pokażę zdjęcie koledze i pogadamy sobie o tym. Czasami w niektórych sytuacjach warto poświęcić te kilka sekund, żeby w późniejszej rozmowie ze wspomnianym kolegą „wzmocnić doznania” – „Patrz, tu było coś takiego, a to też chciałbym Ci pokazać, zobacz, w tym miejscu”.

    No właśnie. Wczoraj był u mnie kumpel, który przyjechał z roboty w Niemczech, no i trochę mi opowiedział o Rumunach i takich innych sprawach XD A kilka zdjęć, które mi pokazał, a które wywołały u/śmiech na naszych twarzach, myślę, że warte były zachodu. Ja też pokazałem mu kilka zdjęć z wyjazdu do Włoch z fundacją, które były niejako wstępem do wypowiedzi o danym miejscu, urozmaiceniem rozmowy.

    Myślę, że grunt w tym, po pierwsze, żeby właściwie ocenić, czy czas, który chcemy poświęcić na cyknięcie fotki nie jest zbyt cenny, a po drugie, żeby focusować się na samych doznaniach, a możliwości smartphona traktować jako dodatek i „support” do kształtowania relacji, np. wspomnianej rozmowy z kolegą.

    PS. Podejście 18-latka, pozdrawiam, jeśli dałeś/aś radę to przeczytać.

  3. Hmm, wyjątkowo się z Tobą zgodzę:) Bo akurat wczoraj miałam dokładnie taka samą refleksję. Częstochowa, kaplica obrazu Matki Bożej, godzina 6:00 odsłonięcie obrazu. I co? Komórki w dłoń i kręcimy. I ludzie nie patrzą na obraz, tylko na ekrany smartfonów. I pomyślałam o tym, że w dzisiejszych czasach się życia nie przeżywa, a rejestruje.

    1. Rejestrują czyli chcą zachować, czyli chcą zatrzymać, wiec może tak naprawdę chodzi o coś bardzo poważnego i głębokiego- lęk przed przemijaniem?

  4. Kompletnie nie zgadzam się z postem.
    Pewnie dlatego, że jestem wzrokowcem i obraz pomaga mi umiejscowić siebie i interesujące mnie przedmioty, fakty, ludzi, a nawet Boga w czasoprzestrzeni. Jak rozmawiam z Bogiem, patrzę na obraz Jezusa Miłosiernego i jest mi bliżej do Niego, jak badam kierunki, potrzebuję mapy, koniecznie zwróconej w stronę, w którą zmierzam, jak słucham opowieści o kimś/czymś, portrety samoistnie pojawiają się w mojej głowie, jak zwiedzam, obstrykuję wszystko, co mnie otacza. Po co?
    Pewnie po części z lęku, że coś mi pięknego umyka i powrót do miejsca na zdjęciu pozwoli mi odkryć je na nowo, zauważyć szczegóły, które początkowo mi umknęły, napawać się pięknem, które odżywa przy wpatrywaniu się w zdjęcie, odbudowuje to, co zostało przez mój mózg utracone na korzyść nowszych obrazów.
    Poetą nie jestem, brak mi erudycji, zdjęcia pokazywane znajomym pozwalają mi wypełnić tę lukę. Wciąż mogę wyjść poza kadr opisując zapachy, dźwięki, ogólną aurę, ale bazę wyjściową już mam.
    Poza tym, fotografia to też sztuka. Można napawać się pięknym ujęciem w dużo większym stopniu, niż tym, co nas w danym momencie otaczało. Wyciągnąć z niego kwintesencję.
    Zatem nie uogólniałabym motywacji robienia zdjęć, co ten post czyni.

    Pozdrawiam serdecznie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.