Polak czyli „admonitor natus”.

Podczas wakacji z rodziną w Chorwackim miasteczku, codziennie rano jeździliśmy na plażę rowerami. Pasowało nam jedną uliczką pojechać pod prąd. Generalnie to nie było problematyczne, bo ulica była szeroka na dwa samochody, więc nasze rowerki nikomu nie wadziły, po drugie w tej miejscowości i tak rano wszyscy przemieszczali się w kierunku “na plażę”, a po trzecie to był tylko pięćdziesięciometrowy odcinek. Miałem świadomość, że jadę razem z żoną i dziećmi pod prąd ale zauważyłem, że nikt nie zwraca na to uwagi i chyba nikomu to nie przeszkadzało. Aż do czasu, kiedy na tym krótkim odcinku spotkałem auto z polską rejestracją. Nawet nie sam kierowca ale pasażer busa na polskich blachach wygrażał mi ręką i pukał się w głowę. Mijałem przez tydzień tylu różnych kierowców i dopiero Polak zwrócił mi uwagę. Wróciła refleksja sprzed lat.
Kilkanaście lat temu słyszałem od pewnego zakonnika o wygasającym już wtedy zwyczaju wybierania sobie „admonitora”. Była to osoba, którą prosiło się o to, żeby bacznie obserwowała nas i upominała, jeśli jej zdaniem robimy coś nie tak. Polak to jest chyba taki „admonitor natus” czyli „urodzony upominacz”.
Kiedy opadły emocje, do głosu doszła racjonalna i uczciwa refleksja- jeśli Polacy mają tę okropną cechę, że pilnują się, lubią się przyłapywać na błędzie i upominać na wszelki możliwy sposób, to przecież ja też nie jestem jej pozbawiony. Zacząłem obserwować swoje myśli, uczucia, reakcje, słowa. Okazuje się, że mnie też z łatwością przychodzi bycie „admonitorem”. Ja sam w spontaniczny sposób dostrzegałem błędy innych plażowiczów. A to rodzinka szła po ulicy zamiast chodnikiem, pan wszedł z psem do wody mimo zakazu, a pani opalała się topless pomimo oznakowania, że na tej plaży tylko w kostiumie (to ostatnie akurat nie budziło we mnie wielkiego sprzeciwu). Okazuje się, że wcale nie musiałem się starać o takie wyłapywanie cudzych pomyłek. To, co tak zbulwersowało mnie w zachowaniu Polaka z busa, było moim chlebem powszednim. Dalsza refleksja prowadziła do stwierdzenia, że, niestety, najczęstszym celem mojego krytycznego spojrzenia są najbliżsi, a zwłaszcza dzieci. Już miałem poczuć się winny, kiedy dokonałem odkrycia makabrycznego- to ja sam byłem najczęstszą ofiarą mojego admonitowania. Sam dla siebie byłem największym krytykiem. Spontanicznie, nieustannie czyhałem na swój błąd. Byłem do tego przez czterdzieści lat tak przyzwyczajony, że nawet nie zauważałem problemu. Patrząc na siebie, na swoje działanie, na dokonania zawsze szukałem przysłowiowej dziury w całym.
Czy mogę to zmienić? Czy mogę się wyrzec tej narodowej cechy? Wróciłem do początku refleksji- pomyślałem o tych wszystkich kierowcach, którzy mnie mijali i nie zwracali uwagi na mój “błąd”. Ci uśmiechnięci Chorwaci, Słoweńcy, Słowacy, Niemcy. W ogóle od dawna odnoszę wrażenie, że wystarczy przekroczyć polską granicę, żeby przenieść się do innego świata. Jak tylko wyjedziesz z kraju, spotykasz więcej ludzi uśmiechniętych, życzliwych, bardziej wyluzowanych. Ja tak chcę! Mam w sobie motywację do tej zmiany. Chcę mieć ten luz. Chcę, żeby moje dzieci tak miały. Podjąłem decyzję: będę wybaczał. Będę wybaczał przede wszystkim samemu sobie. Mam taką moc. Mogę wybaczać. Po prostu nie będę brał na siebie tych wszystkich negatywnych myśli, a wraz z nimi negatywnych emocji. Pozwolę im odpłynąć tak, jak odpływają chmury na niebie. Będę się uśmiechał do siebie, do najbliższych i do tych dalszych ilekroć narzuci mi się naturalny polski „admonitoryzm”. Koniec z tym. Takiej polskości od dzisiaj mówię NIE.

1 Comment

  1. O raju! Bardzo bym chciała tak się „nie dawać” negatywnym emocjom, luzować i wybaczać. Coraz częściej mi się udaje, choć temperament awanturniczy mi przeszkadza 🙂 🙂
    Fajny tekst 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.