Rodzice Zamordyści vs. Rodzice Podążacze- jak żyć?

flightradar24.com_1

Na mszy byłem w niedzielę- w krainie zamszu, sztruksu i wielkich szali, czyli w kościele ojców Dominikanów. Choć msza nie była dla dzieci, wkoło pełno rodziców z małymi pociechami. I podążanie. Podążanie za dzieckiem. Jeden wielki spacer, a od czasu do czasu przyspieszenie i łapanie malucha. Podążanie. Co by się stało, gdyby od małego uczyć dziecko, że są w życiu przestrzenie i czas, kiedy trzeba się zachowywać w sposób określony normami? Gdyby uczyć je przez to, że w ogóle w życiu są takie sytuacje, kiedy trzeba się podporządkować istniejącym regułom? Czy przez to stracilibyśmy coś? Czy nasze pociechy zablokowałyby się przez to w spontanicznym rozwoju?

Uważam, że dzieci potrzebują od najmłodszych lat doświadczania granic i norm. Potrzebują tego dla poczucia własnego bezpieczeństwa. Każdy ogrodnik wie, że krzew potrzebuje przycinania, żeby pięknie się rozwinąć. Jednocześnie oczywiście ogrodnik nie może przesadzić z przycinaniem, żeby nie skaleczyć krzewu. Dlatego ogrodnik musi wiedzieć co robi, nie może się bać, musi mieć pewną rękę. Tej pewności niestety brakuje dzisiaj często rodzicom. Nie wiedzą, boją się stawiać granice swoim dzieciom, a ten swój lęk racjonalizują koncepcją Montessori, wybierając z niej tylko jeden aspekt, a właściwie jedno słowo: „podążanie”. Dziecko, które rządzi, czuje się niebezpiecznie. Ono wie, że nie wie. Ono oczekuje od rodzica, że on wie i on będzie prowadził. Niestety ci lękowi Monte-podążacze tych, którzy pozwalają sobie użyć słów: „nie wolno, nie zgadzam się, trzeba” kwitują krótko zamordyści.

Mam kolegę, który ma sześcioro dzieci. On po prostu nie wyrobiłby, gdyby podążał za każdym, gdyby z każdym na każdy temat dialogował po partnersku. Nasi wspólni znajomi mówią o nim właśnie zamordysta. Tylko, że dzieci tego zamordysty są częściej i bardziej uśmiechnięte, niż dzieci podążaczy.

3 komentarze

  1. Ej. Monte są lękowi. A zamordysci nie są lękowi? Z lęku sie chyba nie tylko podąża, ale i trzyma za mord(K)ę. Tak sobie myślę, że kwestią jest tu chyba spotkanie. Więź jakaś. Najpierw rodzica z samym sobą – niechże on wie czemu tak naprawdę chce podążać , albo czemu tak naprawdę chce trzymać za twarz. A potem rodzica z dzieckiem. Jak się rodzic sam poukłada, bedzie miał poukładane dziecko i normy łatwiej zatrybią. <>. Pzdr.

    1. Prawdziwy zamordysta jest samym lękiem! Ale mi chodziło o to, że ci- w uproszczeniu- Monte tak się usprawiedliwiają przed wymaganiem czegokolwiek, nazywają to pejoratywnie „zamordystwem” (czy jak to odmienić).
      Widziałem w Nowy Rok parę z dzieckiem w restauracji- weszli, wybrali stolik najbliżej kącika zabawek ale mały mówi nie ten, ten za mały. Mama mówi „dobry stolik”, mały: „nie, nie ten”, mama mówi: „dobry stolik” ale już zabiera rzeczy i idzie gdzie indziej…
      potem maly caly czas siedział przy zabawkach, a jak ojciec szedł po niego na obiad, to jak pies do jeza…
      Twój kawalek o poukładaniu rodzica to jest sedno!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.