Trzeci września, rok szkolny ruszył, niedługo w mediach pojawią się tradycyjne cykliczne artykuły o astronomicznych zarobkach nauczycieli. Jako jeden z przedstawicieli tego zawodu, nie zamierzam dementować pogłosek ale dzisiaj trochę z pieniędzmi w tle.
Po przedawkowaniu urlopowania w lipcu- góry, morze, Mazury, góry przez niecałe trzy tygodnie- doświadczyłem przemęczenia wypoczywaniem. Dlatego w sierpniu zaszyliśmy się na wsi, 80 km na wschód od Warszawy. Tam jest inny świat. Komórka nie ma zasięgu, zegarek jest zbędny, sklep podjeżdża pod bramę, ech w ogóle WIĘCEJ ŻYCIA W ŻYCIU.
Kiedy bujałem syna na huśtawce, siedząc na swoim ulubionym krześle, dał mi wspaniałą lekcję: „Tata, my tu wszystko mamy: plac zabaw, mój samochód, rowery, ślizgawkę, nawet bociany. Wszystko co trzeba, żeby się cieszyć.” Czterolatek mnie w tym momencie uwolnił od mojego pędu, od mojego urlopowego ADHD, od wyrzutów sumienia, że może trzeba było jednak pojechać do Paryża itd.
Na zdjęciu własnoręcznie wykonana ślizgawka. Zrealizowane marzenie sprzed wakacji, do którego zainspirowała mnie jutjubowa seria „Pięć sposobów na…” odcinek „…wakacje”. Całkowity koszt przedsięwzięcia 32pln po ostrym targowaniu się w hurtowni materiałów budowlanych. Dwie godziny dobrej zabawy, która u każdego z dzieci skończyła się płaczem- czyli jak to z tatą powinno być.
’Kupuję’ dwa cytaty:
„więcej życia w życiu”
i
„tata, my tu wszystko mamy”
a na takiej zjeżdżalni sam bym pośmigał 🙂