Atak płaczu/ histerii dziecka z Zespołem Aspergera- opis interwencji.

Opiszę poniżej sytuację z mojego doświadczenia pracy z dziećmi w wieku przedszkolnym. Imiona pozmieniałem- są zupełnie przypadkowe. Ku refleksji koleżeństwu po fachu ale także rodzicom, którzy chcą korygować zachowania swoich dzieci.

Sytuacja.

Dzieci w wieku 6 lat, 16 obecnych w grupie, pracują w dwóch podgrupach przy dużych kartkach papieru na podłodze. Każde dziecko ma za zadanie narysować prezent, z którego najbardziej się cieszy (okres poświąteczny), w dalszej części dzieci będą mówić grupie co narysowały.

Nauczycielka oraz psycholog obserwują grupę z boku.

W pewnym momencie Marcin wstaje od swojej grupy, odbiega na bok, wchodzi na niską szafkę i zaczyna wrzeszczeć “ja nie umiem narysować”. Będę używał do opisu jego zachowania określenia “syrena”, ponieważ głośność jego płaczu i wrzasku najbardziej właśnie przypomina sygnał dzwiękowy pogotowia czy straży pożarnej. Dziecko jest znane w placówce z tego, że potrafi płakać/ wrzeszczeć tak głośno, że słychać je w całym budynku.

Reakcja pozostałych dzieci w grupie- niektóre zatykają uszy, troje z nich podchodzi do nauczycielki mówiąc: “ciociu, Marcin płacze”. Jeden podchodzi z pytaniem: “ciociu, Marcin płacze, jaką będzie miał karę?” Jedna z dziewczynek podchodzi do Marcina okazując mu zainteresowanie.

Strategia działania.

Stosujemy behawiorystyczną metodę wzmacniania zachowań pożądanych, a wygaszania niepożądanych.

W praktyce polega to na tym, że wraz z Nauczycielką nie zwracamy żadnej uwagi na zachowanie Marcina oraz powstrzymujemy przed tym pozostałe dzieci. Praca trwa tak, jakby nic się nie stało.

Nauczycielka odsyła podbiegające dzieci z powrotem do pracy nad zadaniem, nie robiąc przy tym żadnych komentarzy pod adresem Marcina. Stosuje krótkie komunikaty: “dokończ swój rysunek”. Odwołuje także z powrotem do grupy dziewczynkę, która podeszła do chłopca. To może wydawać się zabawne, że pozostałe dzieci mówią nam o płaczu, który słyszy całe przedszkole. Jednak trzeba pamiętać, że one widzą i sygnalizują problem, starają się pomóc, tak jak potrafią. To ważne, żeby również dla nich zachować w tej sytuacji życzliwość, komunikować rzeczowo, bez wyśmiewania itd.

Dorośli modelują zachowanie dzieci. Pracują tak, jak dotychczas. Marcin nie otrzymuje żadnej uwagi podczas gdy włączona jest jego “syrena”. Jednakże w momentach, kiedy przestaje wrzeszczeć- natychmiast pytam go głośno, czy chce wrócić do grupy lub czy chce abym mu pomógł. Nie pada żaden komentarz na temat zachowania chłopca (typu: “bardzo nieładnie”, “jak przestaniesz krzyczeć to…”). Natomiast chcę podkreślić- w czasie gdy chłopiec krzyczy- zero uwagi, jak tylko przestaje- natychmiast próbuję komunikować się z nim. Marcin tej komunikacji nie podejmuje, wraca do wrzasku.

Zaspraszam dzieci do kółka, żeby przejść do drugiej części zadania. Na każde hasło sygnalizujące postęp zadania chłopiec reaguje wrzaskiem, który wydaje się nasilać. Grupa siada w kółku, blisko siebie. Bardzo trudno jest usłyszeć siebie nawzajem, pomimo to kontynuujemy zadanie- dzieci po kolei prezentują swoje rysunki. Marcin dwa razy cichnie. Natychmiast wtedy zwracam się do niego z pytaniem czy chce wrócić do grupy lub czy chce, żebym mu pomógł. Za każdym razem wraca do „syreny”. Utrzymuję cały czas kontakt wzrokowy z dziećmi siedzącymi w kółku. Nie usiadłem wraz z nimi, żeby patrzeć z góry, przez co wydawało mi się, że mam większą kontrolę nad grupą. Nauczycielka usiadła wraz z dziećmi, modelując zachowanie (tym ważniejsze, że nie można było wszystkiego przekazać słowami, bo w większości się nie słyszeliśmy). Warte podkreślenia jest to, że Nauczycielka siedziała od strony Marcina, cały czas kontrolując kątem oka jego zachowanie, żeby zapewnić dzieciom bezpieczeństwo i móc szybko zareagować w razie gdyby zachowanie chłopca zaczęło eskalować. Ograniczył się jednak do wycia oraz szarpania zabawkowym mebelkiem. Było to bardzo hałaśliwe, jednak bezpieczne dla reszty grupy. Prowadzący konsekwentnie nie reagowali.

Po skończonym zadaniu śpiewamy jak zwykle naszą piosenkę na pożegnanie i pada komenda ustawiamy się na obiad- czyli działamy cały czas wg planu. Chłopiec kolejny raz reaguje głośnym krzykiem. Grupa wychodzi z nauczycielką umyć ręce i dalej na stołówkę.

Natychmiast podchodzę do chłopca i siadam koło niego (zawsze na tyle daleko, żeby moja twarz była poza zasięgiem jego rąk- tak już mam od momentu jak kredka autystycznej dziewczynki otarła się o moją gałkę oczną). Chłopiec płacze ale nie wrzeszczy. Pytam go dlaczego płacze. Uspokaja się i spazmując mówi: “ja chciałem narysować ale nie wiem co”. Rozmawiam z nim. Okazuje się, że nie wie jaki prezent wybrać. Pomagam mu wybrać. On co chwilę przerywa naszą rozmowę głośnym: “nie dam rady”, “nie umiem”, “nie potrafię”. Reaguję zawsze stanowczym ale życzliwym: “Ty sobie z tym poradzisz”, “dasz radę”, “pokonasz tę trudność, wierzę w Ciebie”. Proponuje chłopcu, że będzie mógł po obiedzie zaprezentować swój rysunek reszcie grupie. Odpowiada, że nie chce. Zgadzam się na to i wtedy kieruję do niego ważny komunikat wyjaśniający: “mówisz mi, że nie chcesz i ja się na to zgadzam, nie musisz. Wcześniej słyszałem też, co mówiłeś ale nie reagowałem, ponieważ krzyczałeś i płakałeś, a ja się na to nie zgadzam. Jak teraz ze mną rozmawiasz spokojnie, to zgadzam się i ci pomogę.” Powstrzymuję się od stwierdzeń oceniających, od tzw. “wypominek”. Nauczycielka bardzo trafnie określiła to podejście: “miłość nie pamięta złego”- podoba mi się zastosowanie tego biblijnego cytatu. To taki przyjazny reset. Chłopiec nie musi słuchać jak to źle postąpił, jak to nieładnie się zachowywał.

Podchodzę wraz z chłopcem do kartki jego grupy, tam dowiaduję się, że on zaczął rysować prezent ale od rodziców, a koledzy powiedzieli mu, że to ma być od Mikołaja. To prawdopobodnie był moment kiedy syrena zaczęła wyć, to go przerosło. Na marginesie- niesamowite, jak te zachowania dzieci ze spektrum zawsze mają jakąś swoją logikę.

Chłopiec nie wiedział jak narysować samochód, narysowałem swój obok, po czym jemu też się udało. Pochwalony, wzmocniony poszedł umyć ręce i dołączył do grupy przy obiedzie. Nauczycielka ani ja nie nawiązaliśmy w żaden sposób więcej do minionej sytuacji. Żegnając się z grupą podziękowałem dzieciom: “dziękuję Wam wszystkim za dzisiejsze zajęcia, za to że narysowaliście Wasze prezenty i o nich opowiedzieliście, dziękuję również Marcinowi, który także dokończył rysowanie swojego prezentu. Do widzenia.”

Jeszcze kilka słów o moim myśleniu podczas tej sytuacji.

Po pierwsze powstrzymałem się świadomie od negatywnej interpretacji zachowanie Marcina. Nie robiłem założeń typu: “on robi mi na złość”, “rozwala mi zajęcia” itd. Patrzyłem na to tak, że on woła o pomoc, nie umie sobie poradzić inaczej, to jest jedyna strategia, jaką dotychczas opanował, a ja jestem tu po to, żeby pomóc mu poznać inną, nową. Dziecko nie ma diagnozy spektrum autyzmu, jednak ja mam tzw. hipotezę roboczą Zespółu Aspergera, przez co nie spostrzegam tego rodzaju zachowań jako ataku wobec mnie, a jako trudność, którą chłopiec musi pokonać.

Wiedziałem, że pozbawiając chłopca jakiejkolwiek uwagi swojej oraz dzieci wymierzam mu surową karę i żadna inna nie jest potrzebna (tymbardziej post factum). Myślałem o tej sytuacji jako o szansie pomocy Marcinowi. Myślałem o tym, że chłopiec cierpi, boi się- to pomogło mi nie zareagować negatywnymi emocjami wobec niego, raczej miałem w sobie współczucie. Myślałem o tym, że moja stanowczość i “głuchota” na jego płacz pomoże mu bardziej, niż okazanie współczucia tu i teraz.

Po tej sytuacji “syrena” chłopca włącza się zdecydowanie rzadziej.

Dziekuję Nauczycielce za bardzo sprawną współpracę i mądre podejście do tego chłopca. Jest wielkim szczęściarzem, że trafił na taką Panią. Nie wymienię jej z nazwiska, ze względu na anonimowość opisu ale ona wie, doczytała do tego miejsca i szeroko się uśmiechnęła 🙂

19 komentarzy

  1. Trochę czuję zgrzyt w temacie ignorowania „syreny”, więc chciałam prosić o odniesienie się do moich wątpliwości.
    Z jednej strony pisze Pan, że to wycie jest wołaniem o pomoc chłopca, który cierpi i nie umie sobie poradzić inaczej. Z drugiej, że pozbawiając go uwagi wymierza Pan mu surową karę. Karanie dziecka, które cierpi i woła o pomoc…? Czy to się nie kłóci?

    Druga wątpliwość dotyczy tego, jaki komunikat odbiera reszta dzieci. Czy sytuacja, kiedy ktoś z boku płacze i wyraźnie potrzebuje pomocy, a nauczyciele to ignorują, nie uczy ich podobnej reakcji w przyszłości? Czyjś płacz, cierpienie należy zignorować, wtedy na pewno mu przejdzie. Wydaje mi się też nienaturalna sytuacja, kiedy jest tak głośno („syrena”), że nie da się rozmawiać, a wszyscy (czyli nauczyciele, którzy dają taki przykład dzieciom) zachowują się, jakby tego w ogóle nie było.

    Jak Pan to widzi?

    1. Dziękuję Pani za to pytanie i w ogóle komentarz (brakuje mi tego dialogu z czytelnikiem, co jakiś czas kasuje dziesiątki spamów, ucieszyłem się, gdy zobaczyłem komentarz od CZŁOWIEKA).
      Zacznę od zacytowania Nauczycielki Marcinka:
      „Hej, następny dzień był super, no i miała miejsce sytuacja (…) ok godziny 16 dzieci już po podwieczorku bawią się na dywanie, ja siedzie na ławce,, zmęczona życiem ” no i widzę jak Marcin z chłopcami bawiąc się klockami plastikowymi zaczyna glosniejsza dyskusje, Marcin wstaje, widzę że startuje do biegu w kąt i słyszę włączając się syrene. ALE nie.! Marcin stopuje proces w szybkim tempie i maszeruje do mnie na ławkę, tuli się i mowi: Ciociu Michał zabiera mi klocki (…) na to Ja że możemy zapytać Cioci z Sali obok czy pożyczy nam takie klocki bo też mają na sali. Marcin na to że wstydzi się iść zapytać, to poszliśmy razem, ciocia klocki pożyczyła, dzieci bawiły się dalej a ja byłam dumna z Marcina ? bo zrobił to na co się umawialiśmy przy Tobie.”

      Marcin jak widać nauczył się nowej strategii. Moim zdaniem ona jest lepsza i będzie mu bardziej przydatna w przyszłości- bliskiej i dalszej. Uważam, że on właśnie o taką pomoc wołał i ją otrzymał.

      Druga część pytania- pozostałe dzieci.
      One cały czas otrzymywały od nas- dorosłych- przekaz, że wiemy, co robimy. Myślę, że przez to czuły się bezpieczne w tej sytuacji. Chyba o to właśnie chodzi, żeby dorośli wiedzieli co i dlaczego robią w wychowaniu dzieci.

      I tu zapytam prowokacyjnie- czy niektóre modne teraz koncepcje wychowawcze- powiedzmy „totalnie podążające”- nie są przykrywką do niepewności i braku kompetencji dorosłych?

  2. Po przeczytaniu tego wpisu, zrządzeniem losu, zostałam dziś postawiona w sytuacji syrenowej w pracy, również z asem. Miałam bycojcem z tyłu głowy i wprowadziłam, mimo przeciwności, wersję: gdy milkniesz proponuję pomoc, gdy krzyczysz – ignoruję i czekam, blisko obok dziecka. Zadziałało, choć nie było mi łatwo czekać i znaleźć odpowiednich słów. Patrzyłam na zatykane uszy pozostałych i się stresowałam „jak długo to potrwa”, ale widziałam z ich strony zrozumienie. Myślę, że wszyscy osiągnęliśmy dziś sukces. Dziękuję, że wyprzedziłeś moją dzisiejszą próbę:)

  3. Zastanawiam się, co do pytania Kasi..
    Uważam, że podejście ignorowania negatywnych zachowań, a nagradzanie uwagą za kontrolę siebie i chęć rozmowy są zgodne z moim. Super, że to działa i pomogło chłopcu.
    Zastanawiam się jednak co z resztą grupy i czy nie lepiej byłoby w trakcie zajęć usiąść z chłopcem tak jak na końcu i zapytać jak mu pomóc? Mniej straciłby z zajęć i szybciej dołączyłby do grupy. Wiem, że pytał Pan chłopca czy chce wrócić do grupy i czy mu pomóc, ale skoro było dwóch prowadzących czy nie lepiej byłoby w trakcie poprosić chłopca na bok, żeby też nie przeszkadzał reszcie dzieci (ledwo było je słychać), a przy dzieciach najwidoczniej nie chciał rozmawiać.
    Super, że są nauczycielki takie jak opisana, które nie komentują / krytykują / wartościują zachowań dzieci i w ten sposób też nie kształtują takich zachowań u dzieci.
    Pozdrawiam, Sylwia

    1. Dzięki za głos. Podobne wątpliwości wyraził też ktoś z komentujących na FB. Mogę odpowiedzieć, że ten sposób wcześniej stosowany nie działał w sytuacji tego chłopca. Nie uspokajał się tylko nakręcał, stąd pomysł, że takie siadanie przy nim kiedy jeszcze się nie uspokoił działa wzmacniająco na „syrenę”. Stąd tym razem ignorowanie i w pewnym sensie „poświęcenie tych zajęć” dla dobra tego chłopca.
      Tutaj chcę wrócić do sytuacji, kiedy byłem psychologiem szkolnym. Przyprowadzano do mnie do gabinetu uczniów, którzy odstawiali różne akcje w klasie. Miała to być kara- „jak będziesz niegrzeczny, to pójdziesz do psychologa”. Po pierwsze mój gabinet był o wiele przyjemniejszy niż klasa, było tam mniej ludzi, byli zawsze zainteresowani uczniem; po drugie nie godziłem się na to, żebym był karą i wizyta u mnie nigdy taką nie była. Czasami skutkowało to tym, że inteligentny uczeń uczył się jak się zachować, żeby pójść do psychologa i odetchnąć od klasy. Wzmacnianie 🙂 Można nie lubić behawiorki ale odmówić jej skuteczności działania chyba nikt się nie odważy.

      1. Bardzo się zgadzam z tym o nagradzającym zaprowadzaniu do psychologa. Sama jestem młodą psycholożką na głębokich wodach szkoły specjalnej. I mamy niektórych nauczycieli, którzy tak za karę próbują prowadzić do mnie dzieci.

        Jak Pan to rozwiązał?

        1. Przede wszystkim to trwało długo. W ósmym roku pracy pewien pierwszoklasista rozmawiał z mamą po szkole o tym, że był niegrzeczny. Mama zapytała: „czy byłeś u pana psychologa?” Na to mały odpowiedział: „mamo, do pana psychologa to się idzie w nagrodę, a nie za karę.” Jak to usłyszałem: made my day a nawet made my year 🙂 Kluczowy był moment jak sobie uświadomiłem, że nie muszę i nie o to chodzi, żeby być karą. To było podczas jednego ze szkoleń. Poznałem starszą koleżankę, która była takim Pedagogiem przez wielkie „P”. Była też typem człowieka, który nie cacka się z rozmówcą i z tematem. Powiedziała, że ona nie godzi się na to, żeby być „pogotowiem ratunkowym”- człowiekiem na wezwanie zawsze wtedy, kiedy nauczyciel nie daje rady, natychmiast. To mi dało do myślenia, że mogę to stanowisko tworzyć według mojego pomysłu, że nie muszę spełniać WSZYSTKICH oczekiwań. Na pewno kilka moich koleżanek nauczycielek rozczarowałem. Jedna miała mnie naprawdę dość, jak przysłała do mnie „niegrzecznego ucznia”, a on akurat trafił jak były moje imieniny i na dzień dobry dostał słodkiego Michałka. Drzwi mojego gabinetu były zawsze otwarte dla uczniów. Podczas przerw właściwie się nie zamykały. Ja pielęgnowałem w sobie myślenie- że tak naprawdę to uczeń jest moim pracodawcą, to przez niego i dla niego tutaj jestem. Także wszystkie sprzęty traktowałem jako własność przede wszystkim uczniów, którą ja mogę tylko zarządzać. Poza tym ja nie za bardzo umiem „być karą” 🙂 Dasz radę, skoro pytasz- to już jesteś na dobrej drodze.

  4. Michale, cenna lekcja. Nauczyciele, terapeuci którzy potrafią pracować z dziećmi, nie oceniają, nie stygmatyzują dzieci różnymi stwierdzeniami to prawdziwy skarb. Zapanowała moda na diagnozowanie dzieci w zakresie różnego rodzaju zaburzeń rozwojowych. Mam wrażenie, że niektórzy nauczyciele wychodzą z założenia, że główny problem to dziecko a nie brak umiejętności dotarcia do niego, nauczenia pożądanych zachować. Ze znanej mi sytuacji wynika, że przy okazji pracy terapeuty z dziećmi dosyć często ujawnia się niekompetencja wychowawców i to jest podstawowy problem, zwłaszcza jeśli nie chcą tej sytuacji zmienić. Niezależnie od tego, czy dziecko lepiej czy gorzej radzi sobie w różnego rodzaju sytuacjach potrzebuje mądrych, wspierających przewodników w każdym środowisku. Ważne jest, żeby mieć chęć uczenia się, jak lepiej postępować z dziećmi i zaczynać zmienianie świata dziecka nie od „zmiany”dziecka a najlepiej wyeliminowania go z grupy, tylko swojego podejścia, chociaż nie jest to łatwe.

    1. Dżięki za komentarz. Powiem ku pokrzepieniu, że miałem i mam okazję pracować z wieloma wspaniałymi Nauczycielami (wielka litera celowa). Tymbardziej pęka mi serce i nóż się w kieszeni otwiera jak widzę, jak są programowo i systemowo niedoceniani, i niedowartościowani.

  5. Super 🙂 Mam tylko jedną uwagę – warto wcześniej umówić się z dzieckiem, że tak będziemy reagować, kiedy będzie krzyczeć. I przypominać mu o tym przy wybuchu. Warto też zaplanować wzmacnianie zachowania pożądanego, czyli np. spokojnie mówię pani, że potrzebuję pomocy np. zastosować system żetonowy, ale to oczywiście zależy od dziecka. Może ten chłopiec tego nie potrzebuje, bo już załapał o co chodzi. Jeśli tak to i tak warto go za to chwalić.
    Myślę, że jest coś w tym, że modne obecnie koncepcje „totalnego podążania” wiążą się z niepewnością i strachem rodzica. Pozdrawiam.

    1. Dziękuję za głos. Póki co wydaje się, że ten chłopiec „załapał”. Myślę, że wzmacnianie też miało miejsce w opisanej przez nauczycielkę sytuacji z kolejnego dnia. W sytuacji kiedy nauczyciel podchodzi z sercem- takie wzmacnianie po prostu się dzieje. Ten chłopiec nie potrzebuje moim zdaniem żetonów- on działa na słowa 🙂 Dobre słowa są tutaj kluczowe.

      1. Witam Ojcze. Tak sobie przez przypadek dziś tu trafiłam. Naczytałam się i nasluchalam aż miło. Zastanawiam się tylko dlaczego rok temu pan odpuścił i Szymon trafił na nauczanie indywidualne a nie na diagnozę aspergera ????

        1. Witam! Już odpowiadam: po pierwsze dlatego, ze wśród wielu zmiennych ZA w jego przypadku nie było dla mnie oczywiste, po drugie dlatego ze sytuacja mieszania ról specjalisty i jednocześnie kolegi z pracy rodzica nie była dla mnie komfortowa. Ale co tu dużo tłumaczyć- przyznaje się do winy, odpuściłem, proszę o łagodny wymiar kary. Mam nadzieje ze Szymon otrzymuje już trafione wsparcie, trzymam kciuki za niego i za cała Wasza rodzine. Pozdrawiam.

  6. Jeśli chodzi o przeniesienie krzyczącego dziecka w inne miejsce – próbowałam to kiedys zrobic i skończyło sie na kopaniu mnie, niesieniu wijącego sie 5-latka ważącego swoje i wielkiej scenie na cała placówke 🙁 Trudność mogą stanowić dorosłe osoby uczestniczące w zajęciach ktore oczekują ze skoro jestes pedagogiem/psychologiem to cos z tym zrobisz… Swietnie jest miec ufających Ci i Twoim metodom wspólpracownikow.

  7. Witam! Bardzo proszę o radę, co by Pan zrobił gdyby Marcin po stwierdzeniu że nie umie narysować rzucił się na Pana bijąc i krzycząc że to Pana wina? Z góry bardzo, bardzo dziękuję ?

  8. Dzień dobry. Nie wiem czy mogę się ośmielić i prosić Pana o radę..Jestem mamą 3 latki z ZA ( diagnozę mamy od 2 tyg). Naszym największym problemem są napady krzyku( jak Pan to nazwał- syreny) często w miejscach publicznych, poprzedzone chwilą marudzenia. Wówczas mała nie chce opuścić tego miejsca, jest agresywna, jest to i dla niej i dla nas wielkim stresem.. Druga sprawa to napady wściekłości z biciem/ drapaniem/gryzieniem nas, niszczeniem przedmiotów – to głównie w domu. Próby ignorowania tu się nie udają bo dziecko chodzi za mna i wola w kółko „ drapać! drapac!” i rzeczywiście robi mi krzywdę. próbuje się bronić delikatnie ją odpychając lub przytzymujac ręce ale to prowadzi do eskalacji agresji. Na koniec takiego wybuchu który trwa 5-70 min, na krótko zmienia się ton/ rodzaj płaczu na lament i wówczas mam jedyna szanse żeby przytulić dziecko, ukołysać i wyciszyć. jak się uspokoi, pytam o przyczynę zachowania- czasem mówi o złości, czasem o lęku ale nie wiem czy to nie są słowa zasłyszane od nas. Jaka interwencja dałaby nam szanse na lepsze zrozumienie córeczki i redukcje tych zachowań? z góry dziekuje i pozdrawiam

    1. Polecam kontakt z psychologiem, ktory „siedzi w temacie” dzieci z ZA, żeby poprzez regularna wspolprace z nim najpierw rozpoznać swoje i dziecka schematy działania, a potem wprowadzać stopniowe zmiany, poprzez świadome działania. Nie ośmielę się odpowiadać na to pytanie w szczegółach, bo każde dziecko, każdy rodzic i każda sytuacja są inne. Raz dobrym rozwiązaniem jest wzięcie dziecka na ręce i oddalenie się z miejsca publicznego, innym razem lepiej będzie poświęcić czas i emocje, żeby rozwiązać sytuację tu i teraz.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.