Był podobno w jednym z jezuickich klasztorów taki brat, który zawsze i wszystkim powtarzał jedno zdanie: „ni mom casu”. Doszło do tego, że młodsi zakonnicy nie wiedzieli jak ma na imię, bo wszyscy wołali na niego „Nimomcasu”.
Dzisiaj czekałem na sali wybudzeń, aż mój syn „wróci” z narkozy. To był mały zabieg i wielu z Was ma poważniejsze doświadczenia z dziećmi na koncie ale nie o licytowanie się chodzi. Chodzi o to pytanie, które zawsze pojawia się przy narkozie: „a co jeśli…?” W obliczu tego pytania i jednej z możliwych odpowiedzi (choć tak mało prawdopodobnej ale jednak), wszystko w życiu się przetasowuje. To, co jeszcze przed chwilą było takie ważne, nieodebrany telefon, goniący termin, wszystko nagle jest zupełnie w tyle. Ten jeden człowiek i jego kolejny oddech jest jedynie ważny.
A przecież tak jest cały czas. TAK JEST CAŁY CZAS! W każdej chwili może być TA CHWILA. Więc nie ma chwili do stracenia. Mam czas.