Kto pyta, ten błądzi.

rodzice_pytajacy

Słyszę wokoło, jak ludzie od najmłodszych lat pytają swoje dzieci o wszystko. Konsultują prawie każdą sprawę ze swoim potomkiem (zwłaszcza pierwszym ale to osobny temat), jak z prezesem zarządu. Co chcesz dzisiaj ubrać? Co zjesz na śniadanko? Czy chcesz, żeby mama Cię zawiozła czy tata? Dlaczego nie chcesz bawić się z Wojtusiem? I tak dalej i tak dalej. Pytaniom nie ma końca. Myślę sobie, że dzieje się tak ponieważ nie chcemy zgubić ani grama tego unikalnego potencjału, który nasze dziecko wnosi na świat. Chcemy, żeby jego twórczość rozwinęła się w stu procentach. Chcemy za wszelką cenę uniknąć sformatowania i to jest bardzo dobra motywacja. Ale…

Często wiążemy sobie sami pętle na szyje, bo okazuje się, że bez aprobaty nie możemy zrobić nic, nasze potrzeby zupełnie się nie liczą i stajemy się pseudo-montessorystami, którzy tylko podążają za dzieckiem.

Nasze dziecko nie jest gotowe do tego, żeby decydować o wszystkim i podświadomie to wyczuwa. Obarczane przez nas odpowiedzialnością za wszystko, traci poczucie bezpieczeństwa. Ono oczekuje, że dorosły będzie je w życie wprowadzał- bo dorosły więcej wie.

W sytuacjach kryzysowych okazuje się, że jesteśmy w ślepej uliczce. Nieraz słyszałem od rodziców, którzy mieli zacząć rehabilitację swojego dziecka co ja mam zrobić- on nie chce ćwiczyć? Zawsze wtedy odpowiadamy- jeśli będzie miał 40 stopni gorączki i będzie trzeba podać lekarstwo, a on nie będzie chciał, to co Pani/ Pan zrobi?

No tak, ale jeśli dziecko od najmłodszych chwil życia jest przyzwyczajone, że o wszystko się pyta, że na wszystko najpierw musi się samo zgodzić, to skąd potem zdziwienie, że nie wykonuje naszych poleceń? A zdziwienie to jest tym większe, im większe dziecko. Kiedy zagrożenia stają się bardzo poważne i rodzic chce powiedzieć swojemu nastolatkowi nie, to dlaczego się dziwi, że ten ma to w tyłeczku, skoro przez szesnaście lat był o wszystko pytany i nagle słyszy polecenie? Skąd zdziwienie?

Wyobraźmy sobie, że idziemy do specjalisty- lekarza, farmaceuty, mechanika, doradcy finansowego. Oczekujemy od niego bardziej odpowiedzi niż pytań. Podobnie nasze dziecko od nas. Oczywiście bez przegięcia w drugą- zamordystyczną stronę.

1 Comment

  1. Świetnie i zarazem bardzo zwięźle ugryzłeś temat. Mam nadzieję, że tekst dotrze do sporego grona rodziców 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.