5 kilometrów z Synem czyli jak spełniać sobie marzenia.

na_rowerze

Nauczyłem Młodego jeździć na dwóch kołach na rowerze. Właściwie byłem przy nim, jak się nauczył, a zupełnie precyzyjnie- byłem za nim. Wystarczył rower, kij od szczotki i pięć kilometrów pokonane razem. Dokładnie na piątym kilometrze zaczął jechać sam. Pewnie jeszcze ważne było to, że mógł widzieć od zawsze jak ja jeżdżę, w zeszłym sezonie zrobiliśmy trzysta kilometrów razem na holu, a w nagrodę za to, że się nauczy miał obiecany własny licznik rowerowy- czyli krótko mówiąc motywacja była solidnie zbudowana.

Tytułowe być ojcem– chyba właśnie to znaczy. Kiedyś za młodu śpiewaliśmy ze znajomymi taką piosenkę: bardziej być, mniej mieć, mniej mówić, być bliżej siebie, odnaleźć ludzi. Wiadomo, że aby mieć dziecko- wystarczy być dawcą, ale czego trzeba, żeby być ojcem? Odpowiedzi na to pytanie przynosi samo życie, trzeba tylko łapać takie okazje jak nauka jazdy na dwóch kołach.

Trzeba też wiedzieć czego się chce i robić to- czyli właśnie spełniać sobie marzenia. Kiedy pokonywaliśmy 8 kilometr usłyszałem: „tata, dlaczego mnie tak wolno trzymasz?” i wtedy się zaczęło. Wtedy zaczął się mój pierwszy trening biegowy z synem. Marzyłem o tym już od dawna, żeby móc łączyć biegową pasję z przebywaniem z dzieckiem. Przespałem możliwość biegania z wózkiem, więc musiałem czekać na rower. No i przyszła ta chwila, zaskoczyła mnie, nie miałem ani biegowych butów, ani ciuchów. Na dziesiątym kilometrze okazało się, że przestaję nadążać za moim marzeniem.

Ja dokładnie pamiętam kto, kiedy i w jakich okolicznościach nauczył mnie jeździć na dwóch kołach, a Ty? Jeśli też, to znaczy, że to jest ważne. Pilnujmy się, żeby nie przegapić takich momentów.

 

5 komentarzy

  1. z moją nauką jazdy na rowerze było ciężko… Tata, dziadziuś, wujek… cała kompania biagających na zmianę z kijem za moim rowerkiem:))) Ja sama wspominam to jako na początku stresujące, a potem niezwykle przyjemne. póżniejsze wspólne rodzinne wycieczki rowerowe to już rewelacja;)
    myślałam, że już nie używa się kija do nauki jazdy na rowerze… bo okazuje się, że jeśli dziecko jeżdzilo wcześniej na rowerku biegowym to jazdę na rowerze „łapie” automatycznie. wystarczy, że skoordynuje ruchy nóg na pedałach. A może rzeczywiście nie warto zabierać tego „przywileju kijowego” ojcom?:)

    1. Może być kij, może być biegowy- ważne, żeby nie przegapić momentu, bo można akurat zarabiać na kolejny rowerek, a nie mieć czasu nauczyć dzieciaka jeździć. To moja nuta i ją będę powtarzał (także samemu sobie 😉

  2. U nas też szybko poszło, zwłaszcza że Kot jeździł wcześniej na biegowym. Wspomina do dziś i pokazuje gdzie pojechała sama. Ale kija nie miałem, plecy bolały z tydzień 😉
    Mnie uczyła mama, chociaż sama nie potrafi jeździć. Wytłumaczyła co mam robić, posadziła i popchnęła. To się nazywa intuicja!

    1. Jak myślałem co powiedzieć Młodemu o jeździe rowerem- w sensie na czym to polega- to uświadomiłem sobie, że trzeba skręcić kierownicę w tym kierunku, w którym się przewracasz. W sumie ciekawa metafora życia- nie uciekać od rzeczy trudnych, tylko właśnie odważnie kierować się w ich stronę.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.