Jak żyć…?

20140327_090058

 

 

Wraca co i rusz to pytanie zadane kiedyś Premierowi: „jak żyć?” podobnie jak w ostatnim czasie nowy element naszego narodowego dziedzictwa: „sorry, taki mamy…”

W mijającym tygodniu trafiłem niespodziewanie na trzy dni do szpitala (stąd brak tradycyjnego wpisu we środę). Sprawa nie wydawała się poważna, a w konfrontacji z profesjonalizmem lekarzy, na których trafiłem, okazała się jeszcze bardziej do opanowania. Mniejsza powagę choroby- nie będziemy się przecież porównywać, bo to przerobiłem leżąc na sali i rozmawiając z innymi pacjentami (temat na osobny artykuł).

Jak na zdjęciu dostałem takie śniadanie w szpitalu na koszt budżetu państwa. Cztery kromki chleba, tyle samo plastrów „szynki” i kostka „masłopodobieństwa” w zasadzie nic nie urywa. Jednak kontekst czterdziestu dziewięciu godzin bez jedzenia uczynił ten posiłek istną ucztą. W życiu chyba nie jadłem lepszego pieczywa, wędliny itd.

Ale nie o jedzeniu, a o tym kontekście właśnie. Taka sytuacja, kiedy nagle przerwane zostają wszystkie plany, kiedy wszystkie bieżące i dalekosiężne cele zostają przewartościowane. Prawdziwe sito ważności spraw. Kiedy w perspektywie pojawia się zabieg chirurgiczny w pełnej narkozie, pojawia się też niewielkie statystycznie prawdopodobieństwo, że patrzysz swoim dzieciom i żonie ostatni raz w oczy. Wiem, że to mały procent, ale wiem też, że kiedy w niego wcelujesz i okazuje się, że to Ty, albo ktoś z Twoich bliskich jest w tym niewielkim odsetku czy nawet promilu, to nic Cię nie obchodzi statystyka. No może tylko wzmaga siłę pytania: „dlaczego ja?”

W tym kontekście- jak żyć? Jak przeżywać każdą chwilę, każdy dzień, itd.? Co jest naprawdę ważne?

Święty Ignacy, założyciel jezuitów, wśród sposobów dokonywania wyborów i podejmowania decyzji podpowiada między innymi, żeby zastanowić się z jakim wyborem chciałbyś, aby zastała Cię śmierć.

Ale o tej perspektywie tak łatwo zapomnieć w codzienności.

1 Comment

  1. Przypomniało mi się jak kiedyś rano- w pewnej starej pracy- zastałam jednego wyższego stanowiskiem pracownika, który zaglądał
    do bagażnika swojego auta. Zainteresowałam się tym co robi. bo głowę miał w owym bagażniku i zachowywał się dziwnie…Zajrzałam tam i odkryłam ku jego i swojemu zdumieniu, że raczył się przed ósmą klinem z nowo otwartej butelki. Przerażony krzyknął: Kur… boję się, bo mam jutro operację na woreczek! Nie dotrwał do następnego dnia, bo za pół godziny zabrało go pogotowie he he ale przeżył spoko. Przeżył! :):):):)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.